Właśnie
trwa ostatni tydzień przed feriami zimowymi. Wszyscy wydają się
zestresowani swoimi ocenami. Ja to chyba powinnam być najbardziej,
bo znów zakończyłam kolejny semestr z samymi dwójami. Miałam
nawet o tym rozmowę z wychowawcą. Jest bardzo prawdopodobne, że
nie zdam do następnej klasy. Jasne, nie jest to najprzyjemniejsza
sytuacja, ale już to przechodziłam. Raz nie zdałam w czwartej
klasie i powtarzałam rok. Dlaczego? W owej czwartej klasie bardzo
skupiłam się na rehabilitacji. Wstałam z wózka i ku przyszłości
kroczyłam już z balkonikiem. Skoncentrowałam się na chodzeniu
zamiast na nauce. Gdyby nie rehabilitacja to tkwiłabym już w klasie
maturalnej, nie mówiąc o tym, że byłabym absolwentką gimnazjum.
A tak jestem, tu gdzie jestem. O ile, gdy nie zdałam w podstawówce,
miałam przerąbane u rodziców, gdyż kary posypały się niczym
konfetti, tak przy moim teoretycznym przyszłym niezdaniu, rodzice
ograniczyliby się do wymownego milczenia. W dniu mojej osiemnastki
oświadczyli mi, że nie mają zamiaru się przejmować moimi ocenami
czy występkami szkolnymi. Mam sobie ze wszystkim radzić sama, gdyż
oni nie zamierzają się już za mnie wstydzić. Oznajmili też, że
z rehabilitacją będzie podobnie. Stwierdzili, że mnie zapiszą na
fizjoterapię w nowym miejscu, ale to tyle. Terminy zajęć czy
wiedza na temat moich postępów bądź ich braku to już jedynie
moja sprawa.
Co do szkoły to już nie czuję niechęci
klasy względem mnie. Teraz jestem tylko niewidzialna, a nie
nielubiana, więc to zupełnie co innego. Za to status gwiazdy
Dagmary trochę przygasł. Już nie ma tylu ludzi wokół siebie,
chyba tylko Mariolka patrzy na nią z dawnym zachwytem. Nie jest może
nielubiana, ale już nie jest w centrum klasowych wydarzeń. Sama
miałam chęć do niej podejść, zapytać o całą sprawę z
Tomkiem. Parę razy wstawałam z ławki podczas długiej przerwy,
żeby ją zatrzymać. Chciałam poprosić, żeby została w sali na
krótką rozmowę. Jednak widząc jej blade, nieobecne spojrzenie
traciłam cały zapał. Stchórzyłam. Zresztą jej uczucia do Tomka
to nie jest moja sprawa. Skąd u mnie empatia godna Matki
Teresy?
Dobra, teraz opiszę wam moją wizytę u
wychowawcy. Kalisz jednak udobruchał nauczyciela, bym mogła brać
udział w tej rozmowie pod pretekstem pisania wypracowania.
Wtorek,
dziesiątego stycznia.
Od razu po moich zajęciach u Tomka
pojechałam z nim do pana Maciołki. Wychowawca mieszka w dość
wypasionej willi. Tomek potem wyjaśnił mi, że ojciec i brat mojego
nauczyciela są bardzo bogatymi rolnikami, stąd taka posiadłość.
Pan Maciołka jest kawalerem i nigdy nie wyprowadził się z
wielopokoleniowego domostwa.
Zostaliśmy ugoszczeni w wielkim
salonie. Białym tak aż oczy bolały! Białe są tam nawet meble w
stylu rokoko. Pewnie chińskie podróbki, ale jest tam tak czysto, że
aż bałam się oddychać, by tym oddechem niczego nie
pobrudzić.
Zaproszono nas do części salonu, która chyba jest
jadalnią. Wszystko aż lśniło od bieli poplątanej no cóż, z
bielą. Czułam się tam bardzo spięta. Jednak najprawdopodobniej
wychowawca czuł się również niekomfortowo w moim towarzystwie,
gdyż nie powiedział nic ciekawego. Dla pozorów włączyłam
dyktafon w telefonie i słuchałam, szlachetnej, lecz nudnej
historyjki o tym, jak dyrektor Kalisz tuż po objęciu stanowiska
chciał zatrudnić w szkole psychologa, aczkolwiek ponad połowa
rodziców się zbuntowała. Uważali, że nowy dyrektor chce zrobić
z ich dzieci wariatów. Nauczyciel w swojej opowieści zaznaczył, że
to był sam początek lat dziewięćdziesiątych, w dodatku w małej
miejscowości, więc ludzie mieli trochę inną mentalność niż
dziś. Dyrektor wiedział, że nie może zatrudnić psychologa, ale
chciał pomóc swoim uczniom, więc utworzył coś, co nazwał
konsultacjami dyrektorskimi. Był to czas po lekcjach. Uczniowie
mogli przyjść i po prostu pogadać z dyrektorem czy nawet poprosić
o pomoc w odrabianiu lekcji. Dowiedziałam się również że moja
mama, pan Maciołka oraz dyrektor Kwiatkowski są rówieśnikami i
wszyscy chodzili do jednej klasy, właśnie gdy dyrektor Kalisz
zaczął piastować swój urząd.
Po godzinie nudnych anegdotek
Tomek odezwał się do mnie.
- Nino, widzę, że Matylda czai
się za drzwiami, pewnie chciałaby się z tobą pobawić. Może
razem coś porysujecie? Zresztą zebrałaś już dość materiału do
referatu, prawda?
Matylda to pięcioletnia bratanica mojego
wychowawcy. Co Tomkowi strzeliło do głowy?! Czy nie przyszliśmy tu
po zdobycie nowych informacji?! Fizjoterapeuta bez słowa wyjaśnienia
zabrał mnie do drugiej części salonu, która odgrodzona jest
wielkimi szklanymi drzwiami. Jeszcze przed chwilą była tu Matylda.
Tomek usadził mnie na kanapie.
- Posłuchaj, on przy tobie nie
powie mi nic istotnego. Siedź tutaj i słuchaj, ja zostawię lekko
uchylone drzwi, dobrze? - Pogłaskał mnie po głowie, po czym
oddalił się.
Tomek specjalnie mówił nieco głośniej niż
zwykle, a Maciołka naturalnie dostosował się do niego. Cwana
bestia z tego mojego fizjoterapeuty!
- A to prawda, że ta cała
Aniela Piotrowicz miała swój harem adoratorów? Kwiatkowski tak
mówił. - W pewnym momencie zagadnął luźno Tomek.
- A skąd!
Uwierzyłeś temu durniowi? Przecież wiadomo, że Kwiatkowscy i
Nowakowscy od dawna są pokłóceni. Poszło o jakieś pole, za
komuny to jeszcze było. Sprawa się wyjaśniła, ale niechęć
została i jest przekazywana z pokolenia na pokolenie, szczególnie u
Kwiatkowskich. Nie zdziwiłbym się, gdyby zarzucił jej nawet zamach
na papieża. Swoją drogą, Kwiatkowskiego powinni dawno wywalić ze
stanowiska. Słyszałem plotki, że kuratorium już się nim
interesuje.
- Czyli Aniela nie miała żadnych licznych
kochanków? - Ciągnął dalej Tomek.
- Oczywiście, że nie!
Aniela nie dopuszczała do siebie nikogo. Przyznam ci się, czułem
coś do niej, nawet robiłem sobie nadzieję, bo mój starszy brat
chodził z jej najlepszą i jedyną przyjaciółką, ale nic z tego
nie wyszło. Przyjaźniła się jedynie właśnie z tą Jolą
Wadomską. W trzeciej klasie trochę otworzyła się po tych
konsultacjach z twoim ojcem, była wtedy zdecydowanie bardziej
ludzka. Nawet chodziły plotki o romansie Anieli z twoim ojcem.
Szczególnie po tym, jak Aniela zniknęła ze szkoły na parę
miesięcy.
- Romansie?! - Tomek był wyraźnie zszokowany.
-
Tak, ale nie wierzę w to. To nie w stylu ani Anieli, ani tym
bardziej twojego ojca. Aniela miała pełne prawo zniknąć na tak
długo. Trenowała wtedy biegi długodystansowe i zerwała sobie
więzadło w kolanie, nie wierz w te bzdury.
Łatwo mu
było mówić! Ja i Tomek bardzo się przejęliśmy. Atmosfera w
drodze powrotnej była tak ciężka, że dało się ją kroić nożem.
W końcu przerwałam ciszę.
- Tomek, czy myślisz, że te
plotki...
Nie zdążyłam dokończyć, gdyż fizjoterapeuta
gwałtownie zahamował. Dobrze, że byliśmy na pustej, polnej
drodze.
Dopiero wtedy przyjrzałam mu się. Zaciskał dłonie na
kierownicy, tak aż mu kostki zbielały, na twarzy miał wyraz furii,
a w oczach pełno łez.
- Kurwa, nie wiem! Świat mi się nagle
rozjebał! Z drugiej strony nie dziwię mu się, gdybym był z taką
za przeproszeniem heterą, jak moja matka to też bym ją zdradzał!
Nie, co ja mówię, zdrada nigdy nie jest wyjściem... Jestem
wściekły teraz na ich oboje. Jeśli te plotki są prawdą, to mój
stary jest zwykłym zboczeńcem! Dlaczego więc nie zostawił matki
dla tej Anieli?! To taki sam tchórz jak ja! Moja matka poniża mi
żonę, a ja boję się zareagować! - Teraz łzy po jego twarzy
płynęły już ciurkiem. Nie mogłam pozostać obojętna na ten
widok. Musiałam go przytulić.
- Przepraszam, nie powinnam cię
w ogóle wciągać w tę sprawę... - Odezwałam się po dłuższej
chwili.
Tomek odkleił się ode mnie i pokiwał przecząco
głową.
- To nie jest twoja wina, Ninuś. Od zawsze czułem, że
w mojej rodzinie coś jest nie tak, teraz najprawdopodobniej wiem, o
co chodzi. Dziękuję. - Pogłaskał mnie po głowie. - Co powiesz na
puszeczkę coli ze stacji benzynowej? Muszę się uspokoić, zanim
odwiozę cię do domu.
Zgodziłam się, bo czułam, że on tego
potrzebuje. Pojechaliśmy na stację. Podczas picia i rozmowy
atmosfera na tyle zelżała, aby mógł mnie spokojnie odwieźć.
Jednak było po nim widać, że bardzo go męczy ta cała sprawa. W
sumie nadal się o niego martwię.
Dobra, koniec na dziś.
Trzymajcie się!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz