Jestem bogatsza o kolejne wiadomości. Tym razem te z życia mojej
matki, z czasów gdy chodziła do liceum. Zaraz wszystko wam opowiem,
nawet wkleję tu co ważniejsze dla mnie fragmenty jej
pamiętnika.
Pewnie zastanawiacie się, czy Paulina odpisała?
Owszem. Napisała, że coś tak czuła, że wszystko mogło się
potoczyć tak, jak się potoczyło. Jest mi bardzo wdzięczna, za
przekazanie jej prawdy. Wraz z rodzicami ma zamiar pójść do sądu
i wytoczyć mojej matce proces za pomówienia. Nowa wiedza nie
zmieniła jednak nastawienia Pauliny względem mnie. Stwierdziła, że
przyjaźni z tego nie będzie, bo podobno jestem zbyt dziecinna i
egocentryczna. Było mi przykro. Nie zatrzymywałam jej. Nie była
tego warta, skoro tak mnie ocenia. Dobra, przejdźmy do relacji z
czytania pamiętników.
Czwartek, dziewiątego
lutego.
Dzisiaj umówiłam się na czytanie pamiętników po
zajęciach. Przez cały dzień nie potrafiłam się skupić na niczym
innym. W szkole nie potrafiłam odpowiedzieć na pytania nauczycieli,
bo zwyczajnie ich nie słyszałam. Tuż przed wyjazdem z domu na
zajęcia, mój stres osiągnął apogeum. Nie pamiętam nawet, jak
wyciągnęłam pamiętniki z szuflady biurka. Przez całą drogę na
zajęcia czułam się, jakby moja kurtka była przezroczysta i wręcz
czekałam na moment zdemaskowania mojego planu przez tatę. Do
niczego takiego jednak nie doszło.
Kiedy byliśmy już u
Tomka i Patrycji, fizjoterapeuta szczerze przeprosił mnie za swój
wybuch złości w bibliotece i mocno przytulił. Podobało mi się
to, że nie próbował się usprawiedliwiać, tylko przyznał się do
winy. Na przeprosiny dostałam duży zestaw wegańskiego sushi.
Czułam jednak, że z drugiej strony ta cicha, milcząca biesiada
była też pretekstem, by odwlec w czasie czytanie pamiętników.
Po
zakończeniu uczty nie mieliśmy już pretekstu, by unikać trudnych
dla nas tematów. Usiedliśmy na miękkim dywanie, a Tomek otworzył
pierwszy zeszyt.
Wyobrażałam sobie, że dzięki pamiętnikom
mamy poznam jej głębokie, być może nawet skrycie wrażliwe
wnętrze. Srogo się rozczarowałam. Najwyraźniej mama w pisaniu
była tak samo oszczędna, jak i w mowie, bo wpisy były raczej
krótkie i zwięzłe. Nie oznacza to, że nie dowiedzieliśmy się
niczego ciekawego, wręcz przeciwnie. Z przerażeniem odkryliśmy, że
dziadek bił mamę! Działo się to zawsze po tym,kiedy według
dziadka popełniała rażące błędy w trenowaniu biegów pod jego
okiem. Najwyraźniej Dyrektor Kalisz zauważył siniaki na rękach
uczennicy, bo wezwał ją na konsultacje dyrektorskie:
03.09
Ten
cały nawiedzony Kalisz zażyczył sobie mojej obecności na tych
jego konsultacjach. Zauważył siniaki? Niemożliwe, przecież dobrze
je chowam. A może przyczepi się mojej ponurej miny i braku
integracji z klasą? Jakby na przekór jego obawom dziś założyłam
najszerszy możliwy sweter i udawałam radosną, różową idiotkę.
Jolka nawet myślała, że mam gorączkę.
Później:
Było
całkiem spoko. Już na progu spodziewałam się wyrzutów albo
pocieszających rozmów, ale nic takiego się nie stało. O nic nie
pytał. Graliśmy tylko w warcaby. Dziwny koleś, ale przynajmniej
przy nim nie musiałam niczego udawać.
14.09
Dziś
jest całkiem ładna pogoda. Kalisz stwierdził, że przejdziemy się
po szkolnym podwórzu. Nie
ma co siedzieć w gabinecie, gdy jest takie piękne babie lato. Tak
powiedział. Całkiem fajnie mi się z nim milczy. Wiedziałam jednak
od początku, że nie chce ze mną milczeć, tylko kiedyś zacznie
temat moich siniaków. Dlatego na poprzednich rozmowach zazwyczaj
byłam czujna. Jednak nie dziś. Chyba ten spacer uśpił moją
czujność i odpowiedziałam szczerze na jego pytanie. Powiedziałam,
ŻE NIE JEST W PORZĄDKU. Na szczęście w porę się opamiętałam.
Nie powiedziałam nic więcej, chociaż było mi głupio gdy tak
patrzyłam na jego zawiedzioną minę, ale są rzeczy ważne i
ważniejsze. Rozumie pan, prawda? Tylko tu mogę zadać to
pytanie.
15.09
Może to wyrzuty
sumienia, ale nie mogę przestać myśleć o wczorajszej rozmowie.
Nie mogę przestać myśleć o tym, jak był mną zawiedziony, gdy w
upartości milczałam. Jednak przecież nie mogę mu powiedzieć!
Ojciec by mnie zabił. Przez te wyrzuty sumienia ciągle myślę o
T.K. Wszędzie go widzę. O kurde, nadałam mu ksywkę.
19.09
Podczas
dzisiejszego niedzielnego obiadu ojciec tonem królem i władcy
oznajmił, że uważa te konsultacje dyrektorskie za nowoczesną
głupotę, tak jak wszystko, co nie wywodzi się z komuny. Według
niego te spotkania przeszkadzają mi w treningach biegowych i
osiągnięciu moich marzeń. Moich? Chyba jego! Na pewno nie
zrezygnuję ze spotkań z T.K! Na pewno nie po tym, jak wszystko
sobie wyjaśniliśmy i ustaliliśmy, że powiem mu wszystko, gdy będę
już gotowa. Wróciliśmy do spacerów i gry w warcaby. Jest
dobrze.
30.09
Dziś to T.K był
smutny. Znów spacerowaliśmy. Wyglądał tak jakby przejechał go
czołg. Chyba też zapomniał o utrzymywaniu dystansu
w relacjach uczeń-nauczyciel. Zwierzył mi się z
tego, że przechodzą kryzys z żoną. Bezskutecznie starają się o
dziecko i ta cała żonka się o to czepia. Czyżby babskie
pragnienie wychowywania bachorów było ważniejsze od miłości do
tak fajnego faceta, jak T.K? Ja bym nie naciskała go na potomstwo.
Co mi się roi? Według Jolki to się w nim zakochałam, ale ona nic
nie rozumie. To zwykła przyjacielska dojrzała więź,
a te moje dzisiejsze rojenia są efektem
tego, że wczoraj zbyt mocno oberwałam w głowę.
08.10
Cholerna
Jolka miała rację! Miała! Chociaż wolałabym, żeby jej nie
miała. Dziś T.K znów się zwierzał, a mi było go aż tak żal,
że aż go pocałowałam! Naprawdę jestem idiotką!
Najgorsze jednak było to, iż lekko mnie
odepchnął i przeprosił. Po prostu przeprosił! Poczułam się jak
mrówka wdeptana w ziemię. Od razu uciekłam.
11.10
Przez
cały weekend nie byłam w stanie wstać z łóżka. Ojciec
był wściekły, ale nawet nowa porcja siniaków nie zmotywowała
mnie do treningów.
Dziś w szkole Jolka niemalże siłą,
zaciągnęła przed drzwi gabinetu T.K Stwierdziła, że
powinnam go przeprosić. No i zasadniczo to się z nią zgodziłam,
tyle że potwornie się bałam!
Jednak to co zdarzyło się w
środku, przekroczyło moje oczekiwania. Przytulił mnie. Mocno!
Jeszcze raz przeprosił i powiedział, że chce spróbować być ze
mną. Stwierdził, że nie wie, czy mnie kocha, ale przynoszę mu
szczęście. Jednak wiem jedno – Ja go kocham. On mnie też
pokocha.
A.N i T.K od dzisiejszego dnia są razem! To bardzo
potajemny związek. T.K tak stwierdził. Niestety więcej na ten
temat nie mogę napisać. Nie będę też opisywała naszych randek.
Jest za duże prawdopodobieństwo, że ktoś to przeczyta.
I faktycznie, jedyny opis randki, jaki mamy,
pochodzi z grudnia.
23.12
T.K dał
mi prezent na święta. Wziął mnie do hoteli i zrobiliśmy TO.
Jestem rozczarowana formą prezentu. Myślałam, że
mój pierwszy prezent od niego będzie czymś fizycznym, namacalnym,
a nie doznaniem, które mnie bolało. Nie do końca miałam na to
ochotę, ale udawałam, że mam. Wiem jednak na pewno – nie będzie
to moja ulubiona aktywność w życiu.
Czy już jestem dziwką?
W końcu rozbijam rodzinę.
Na początku nowego roku
moją mamę nie spotkało cokolwiek wartego uwagi. W sumie chyba
jednak podam wam jeden przykład jej intuicji
10.02
Dziś
wyjątkowo po naszej schadzce w hotelu musiałam wracać sama. Nawet
mnie nie odwiózł! Musiał jechać z żoną do jakiegoś lekarza od
bezpłodności. Zrozumiałam wtedy, że nigdy nie będę
najważniejsza! On jej dla mnie nie zostawi. Musiałam być „fajnym”
widokiem! Rycząca nastoletnia dziwka wśród padającego śniegu.
Czuję, że coś się zmieni. Tylko nie wiem jeszcze co. Na razie
pozostaje mi ryczeć.
08.03
Niestety
już wiem co się zmieniło. Chociaż wolałabym
zdechnąć niż się dowiedzieć. Dziś z okazji Dnia
Kobiet dostałyśmy róże od chłopaków z
klasy. Mnie wręczył ten ciapa, Maciołka, brat chłopaka
Jolki. Roi sobie jakieś nadzieje względem mnie A
niech sobie roi, w końcu nikt nie może wiedzieć, że jestem już
zajęta. Jedynie Jolka wie. Dziś jednak nie to było
najgorsze. Te badyle cuchnęły ohydnie! Zwymiotowałam prosto na
buty tego łajzy. Poleciałam do kibla, zanim wychowawczyni się
odezwała. A Jolka za mną. Kiedy skończyłam rzygać, chłodnym
szeptem stwierdziła, że muszę zrobić test ciążowy, bo
pewnie zaliczyłam wpadkę z T.K. Wyśmiałam ją, bo przecież się
zabezpieczamy. Wściekła wybiegłam ze szkoły, tak
jak stałam. Nie wiem, co było potem. Pierwsze co pamiętam, było
to, że siedziałam na schodach pod domem Joli z testem w ręku. Nie
wiem, ile tak trwałam. Jak tylko przyszła to go zrobiłam. Niestety
był pozytywny. POZYTYWNY DO CHOLERY! Znów pustka w głowie. Kiedy
się ocknęłam, miałam podrapane ręce, a przyjaciółka opatrywała
mi rany. Potem opowiedziała mi, że sama to sobie zrobiłam.
Zostałam u niej na noc. Nie miałam ochoty na nową
porcję siniaków od ojca. A już na pewno nie chciałam myśleć o
tym CZYMŚ we mnie.
A ja tu chyba zakończę na dziś,
wybaczcie, ale nie jestem w stanie wszystkiego na spokojnie przepisać
i jeszcze opisać końcówkę wizyty u Tomka. Może za tydzień będę
w stanie?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz