Mam
całkiem sporo do opowiedzenia, więc nie przedłużajmy!
Piątek,
trzynastego stycznia.
Dziś był ostatni dzień szkoły przed
rozpoczęciem ferii zimowych. Nasza klasa kończyła lekcje jako
ostatnia. Czekałam na tatę. Siedziałyśmy z Dagmarą na szkolnym
korytarzu, bo sala była już zamknięta. Mogłam się wtedy odezwać
do Dagi na wiadomy temat, ale stchórzyłam po raz milionowy, jak to
ja. Skupiłam się na atmosferze. Na dworze lało jak z cebra.
Szarość wręcz promieniowała z każdego kąta pustego korytarza.
Jedynie choinka swoim sztucznym światłem rozświetlała to miejsce.
Tak jakby sztucznie dawała nadzieje na to, że kiedykolwiek będzie
lepiej na tym świecie. Była to ostatnia okazja, żeby przyglądać
się świątecznym ozdobom na korytarzu, dlatego wchłaniałam
klimat, ile się tylko dało. Być może właśnie dlatego w
pierwszej chwili nie zauważyłam nadchodzącego dyrektora
Kwiatkowskiego. Minę miał ponurą niczym chmura gradowa. Nawet
widok córki nie poprawił mu nastroju, może nawet wręcz
przeciwnie. Chwycił Dagmarę dość brutalnie za ramię. Odeszli bez
pożegnania. Nie zareagowałam na ten akt przemocy, co nie zmienia
faktu, że ta sytuacja głęboko wryła mi się w głowę. Ich
relacje zawsze tak wyglądały czy wszystko zmieniło się po
pamiętnej wigilii klasowej?
Poniedziałek, szesnastego
stycznia.
Żeby nie myśleć o tym wszystkim, postanowiłam
zatopić się w lekturze. Tyle że nawet książka mnie zdradziła!
„Drzazga” Ewy Nowak opowiada o faworyzacji dzieci i nawet to, że
książka jest napisana z perspektywy tej faworyzowanej córki, nie
sprawiło, że poczułam się lepiej.
Jednak mogło być jeszcze
gorzej.
Oskar wszedł do mojego pokoju, jego ton głosu był
uroczysty jak nigdy.
- Masz gościa.
Usiadłam przejęta na
łóżku. Nie wiem czemu, ale miałam nadzieję, że zobaczę
Dagmarę. Jednak do pokoju weszła Paulina. Czemu ona tu przychodzi?
Nie bała się, że trafi na moją mamę? Czemu w ogóle chce
przychodzić do domu, w którym mieszka ktoś, kto ją obraża? Byłam
pewna, że chce rozmawiać o sprawie Pawła i się nie pomyliłam.
Jednak nie spodziewałam się wściekłości dawnej koleżanki, gdy
powiedziałam jej, jak się sprawy mają.
- Nina, gdzie ty masz
rozum?! Dlaczego zajmujesz się jakimiś pierdołami rodem z
meksykańskich telenoweli zamiast sprawami istotnymi?! Myślałam, że
jesteś mądrzejsza!
Zamurowało mnie, pod powiekami już miałam
łzy, chciałam jej powiedzieć, że niczego nie rozumie, ale do
pokoju wkroczył Oskar.
- Dziewczyny, w całym domu was słychać,
a raczej ciebie, Paulino. O czym rozmawiałyście?
Obie niczym
zaczarowane laleczki wbiłyśmy wzrok w podłogę. Jakoś podskórnie
czułam, że domyślił się, a może nawet słyszał, o czym
mówiłyśmy. Jednak najwyraźniej postanowił nie ciągnąć
tematu.
- Co tam u Marysi? - Zapytał, wyraźnie
zaciekawiony.
Marysia to starsza siostra Pauliny. Jest rok
młodsza od Oskara. Mniej więcej w tym czasie kiedy Paweł utonął,
byli parą. Taka szczeniacka miłość.
- Wszystko dobrze. -
Odburknęła Paulina. - Ma męża, teraz starają się o dziecko, ale
jest im trudno, bo Maryśka miała kiedyś jakimś zabieg, czy coś w
tym stylu. - Po dziewczynie było widać, że już nie chciała tu
być ani chwili dłużej. - Zawiodłaś mnie. Coś mi mówiło, że
masz na to wszystko wyjebane. Sama wszystkim się zajmę, skoro ta
sprawa ci wisi. Cześć!
I tak zostawiła nas samych. Każde z
nas jakby nagle zamarło w czasie. We mnie kotłowały się emocje,
natomiast Oskar stał blady. Jakby coś go przeraziło.
-
Cholerny... zabieg, cholerny Paweł! - Wysyczał przez zęby.
-
Co ma Paweł do zabiegu Maryśki? Może przeprowadzał go jako duch?
- Byłam wściekła. Musiałam się na kimś wyładować.
Brat
jakby mógł, to zabiłby mnie samym spojrzeniem, taki był wściekły
biedaczek. Tylko to ja miałam prawo być wściekła! To mnie
obrażono!
- Nie bądź bezczelna, smarkulo! Za bardzo w tym
siedzisz!
- Tak?! A ciebie nie interesuje to, jakim cudem Paweł
utonął, wtedy nad jeziorem, gdy było ono zamknięte?! Jakim cudem
tam weszliśmy?!
- Daj spokój! Nie byliśmy wtedy nad żadnym
jeziorem, to nie tam Paweł utonął, nie było tam wtedy ani ciebie,
ani Pauliny! - Wypluwał z siebie słowa, jakby parzyły go w usta.
Chyba dopiero po chwili zorientował się, że powiedział za dużo.
Na przemian bladł i czerwienił się, wpatrując się we mnie tak,
jakbym była przezroczysta, po czym wybiegł z mojego pokoju,
trzaskając drzwiami. Przez cały dzień próbowałam się do niego
dobić, ale nie wpuścił mnie do pokoju, a gdy już wyszedł, to
chyba rozpłynął się w powietrzu, bo nigdzie nie mogłam go
znaleźć.
Nie potrafiąc poukładać sobie tego wszystkiego w
głowie, opisałam wszystko Tomkowi w wiadomości. Miałam nadzieję,
że jutro na zajęciach przegadamy to wszystko, ale fizjoterapeuta
zachorował, więc zajęć nie będzie!
Tak więc zostałam
sama ze swoim mętlikiem w głowie. Nie ma obok mnie żadnej
przyjaznej duszy! Dobrze, że chociaż wam mogłam się
wygadać.
Trzymajcie się!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz