Święta,
święta i po świętach, no nie? Teraz jest ten dziwny tydzień
pomiędzy Świętami a Nowym Rokiem gdzie nie wiadomo co robić.
Wybaczcie, że nie było notki w piątek, ale dziwnie czułabym się,
poświęcając czas na rozrywkę, kiedy było tyle do zrobienia.
Chciałam pomóc, ale... Zresztą sami przeczytacie. Opiszę wam dwie
Wigilię – klasową oraz rodzinną.
Czwartek,
Dwudziestego drugiego grudnia.
Jeśli mam być szczera to nie
miałam zamiaru iść dzisiaj do szkoły. W głowie układałam
tekst, który powiem mamie dziś rano. Obawiałam się jej reakcji,
jak zwykle, gdy muszę się do niej odezwać. Wczoraj wieczorem
rozmyślałam, jakich dokładnie argumentów użyję, by zostać w
domu. Wątpiłam, żeby brak normalnych lekcji czy mój strach przed
siedzeniem na krześle nieopartym o ścianę mógł jakkolwiek
przekonać moją rodzicielkę. Nagle dostałam wiadomość od Tomka.
Pisał, że dyrektor Kwiatkowski pojawi się na mojej Wigilii
klasowej. Nie dość, że on tam będzie, to zaprosił jeszcze Tomka!
Nie miałam praktycznie żadnych wątpliwości, że Kwiatkowski
zechce poruszyć sprawę plotek. Tylko w jakim kontekście? I czemu
na forum klasowym? Z drugiej strony nasz dyrektor lubi takie
publiczne pokazówki świadczące o tym, jak dobrze sprawuje swój
urząd. Fakt, iż większość tych gestów jest zwyczajnie
bezsensowna to już trochę inna sprawa.
Nie mogłam zasnąć
przez całą noc. Byłam zestresowana. Ciągle myślałam o tym co
chce odwalić Kwiatkowski. Rano wybrałam sobie strój: Niekrępującą
ruchów sukienkę w biało-czerwoną kratę z kołnierzykiem, białe
bawełniane rajstopy, a do tego moje szaro-różowe ortopedyczne
trzewiki. Tata związał mi włosy w moją ulubioną fryzurę, czyli
w dwa kucyki. Z radością stwierdziłam, że w tym stroju
przypominam bardziej uczennicę ostatnich klas podstawówki niż
licealistkę.
Na miejscu sprawdził się mój największy lęk.
Wszystkie ławki zostały połączone w jeden wielki stół na środku
klasy. Nie było żadnego miejsca pod ścianą. Na szczęście pani
Kasia usiadła obok mnie, ale wciąż bałam się, że wszyscy odejdą
od stołu, a ja upadnę do tyłu. Moje mięśnie były bardziej
napięte niż zwykle. Moja nadwrażliwość sensoryczna też dostała
w kość. Było dużo hałasu, brzdęku naczyń, śmiechu ludzi,
który mieszał się z kolędami puszczonymi na YouTube. Przy każdym
głośniejszym dźwięku podskakiwałam. Przemowa wychowawcy trochę
rozluźniła atmosferę. Stwierdził , że powrót czteroletniego
liceum to dla niego przekleństwo i błogosławieństwo jednocześnie,
bo oprócz tego roku spędzi z nami jeszcze następny. Trochę suchar
mu wyszedł, ale lepsze to niż ciągłe myślenie o upadku.
Po
jakimś czasie pojawił się mój największy koszmar, czyli
Kwiatkowski. Za nim kroczył zdezorientowany Kalisz. Wszyscy
zamilkliśmy, no może z wyjątkiem Braci Golec.
- Drodzy
uczniowie i Panie Maciołek. - zaczął dyrektor, stojąc przed nami.
- W ten ważny i refleksyjny dla społeczności szkolnej dzień,
chciałbym złożyć wam wszystkim najlepsze życzenia z okazji
nadchodzących Świąt Bożego Narodzenia. Jednak nie tylko dlatego
tu jestem. Chcę poprosić by Nina Piotrowicz i Dagmara Kwiatkowska
podeszły tu do nas.
Serce na chwilę przestało mi bić. Tomek
pomógł wstać mi, a pani Kasia Dagmarze. Dyrektor kazał nas tak
ustawić byśmy stały naprzeciwko siebie. Wygląd córeczki
dyrektora był totalnym przeciwieństwem mojego. Dagmara miała na
sobie rozszerzaną ku dołowi czarną, krótką sukienkę z długimi
rękawami i minimalnym dekoltem. Kwiatkowska z natury wygląda na
starszą, niż jest, ale w tym mocnym makijażu mogłaby podawać się
za trzydziestolatkę i nikt nie wziąłby to za kłamstwo. Większość
jej twarzy zakrywały świeżo zrobione loki.
- Jak dobrze
wiecie po szkole chodziły pogłoski o romansie Niny z Panem
Kaliszem. Dzięki mojemu wytrwałemu i długofalowemu śledztwu
dowiedziałem się, że na szczęście to tylko stek bzdur. Mimo
wszystko było mi bardzo przykro, gdy dowiedziałem się, że autorem
tych kłamstw jest moja własna córka. Masz nam coś do przekazania,
córeczko?
Też czułam się źle, ale już nie tylko z powodu
kłamstw. Było mi szkoda Dagmary. Czy naprawdę nie mógł
powiedzieć jej tego w domu? Albo chociażby u niego w gabinecie?
Mógłby przecież tam zabrać mnie, Tomka i Dagmarę nawet prosto z
tej Wigilii klasowej. Czy bycie w centrum uwagi jest dla niego
najważniejsze? Nawet gdy jest osiągane kosztem jego własnej
córki?
Dagmara spuściła wzrok i wydukała krótkie
przeprosiny, które jej ojciec kazał powtórzyć dziewczynie
głośniej i dobitniej. Czułam się strasznie, najchętniej bym
stamtąd wbiegła, gdybym umiała.
Podczas gdy dyrektor
wygłaszał przemowę końcową, zauważyłam, że Dagmara co chwile
zerka na Tomka, a on wyraźnie unika jej wzroku. Daga patrzyła na
niego rozszerzonymi źrenicami, z zachwytem w oczach i rumieńcami na
policzkach, jakby nie zarejestrowała faktu, że on nawet nie chce
spojrzeć w jej kierunku. Nawet taki laik jak ja wie, że to są
oznaki zakochania się! Z jednej strony nie mogę w to uwierzyć, a z
drugiej teraz wszystko układa się w logiczną całość! Plotki
powstały z zazdrości, bo Tomek ze mną ma więź a z nią nie. A to
gadanie, że zajęcia z Kaliszem są najgorsze na świecie? Zwykła
zasłona dymna! Niestety nie mam jak pogadać o tym z Tomkiem, bo
chwile po zakończeniu przemówienia dyrektora wyszedł razem z
Kwiatkowskim. Długo się z Tomkiem nie zobaczę, bo w czasie przerwy
świątecznej wziął urlop w swoim gabinecie i wyjadą z Patrycją
na krótką wycieczkę. A głupio mi pytać o takie rzeczy przez
messengera. Nie zmienia to faktu, że ciągle myślę o tej
sprawie.
Sobota, Dwudziesty czwarty grudnia – Wigilia
Bożego Narodzenia.
W piątek nie pisałam, ponieważ chciałam
się na coś przydać w domu. W przeszłości wiele razy
podsłuchiwałam rozmowy rodziców na temat mojej niewdzięczności
za tyle lat opieki nade mną. Dyskusje o to, że rehabilitacja w moim
przypadku nic nie dała, bo nie jestem w pełni samodzielna to też
już norma. Postanowiłam być przydatna i dwa tygodnie przed
świętami poprosiłam o zadania do wykonania. Rodzice jednak zgodnie
stwierdzili, że i tak nie dam rady pomóc. Byłam na nich wściekła,
więc poprzestałam na kupnie prezentów dla wszystkich dwa tygodnie
temu. W piątek poodkurzałam mój pokój na czworakach oraz umyłam
własne biurko chusteczkami nawilżanymi. Do tej pory Wigilię
spędzałam zawsze tylko rodzicami i braćmi, ale w tym roku
dziadkowie zaprosili nas do siebie. Ubrałam te same rajstopy i buty
co na Wigilię klasową, aczkolwiek sukienkę wybrałam muślinową,
białą w rozmiarze oversize. Włosy tata związał mi w jeden
warkocz na boku, bo mama nie lubi, gdy czeszę się w dwa kucyki,
kiedy jestem w jej towarzystwie. Dlatego noszę tę fryzurę tylko do
szkoły i na zajęcia u Tomka.
Dziadkowie ugościli nas w
kuchni. Rozstawiony został duży, dębowy stół, którego nigdy
wcześniej tam nie widziałam. Bardzo kontrastował ze ścianami i
podłogą, które toną w bladoróżowych płytkach, a już na pewno
z kuchennymi meblami rodem ze schyłkowego ZSRR. Na szczęście
znalazły się miejsca pod ścianą i chętnie zajęłam jedno z
nich. Stół aż uginał się od pyszności, a na kuchennym parapecie
z radia rozbrzmiewały kolędy w wykonaniu Krawczyka. Trochę mu się
zacinało, bo płyta ma już swoje lata. Na początku było całkiem
normalnie. Dzielenie się opłatkiem zawsze jest dla mnie dość
niekomfortowe, ale przyzwyczaiłam się do życzeń zrzucenia wagi,
dobrych ocen czy opanowania samodzielnego chodzenia. U nas nie ma
nakrycia dla zbłąkanego wędrowca. Za to jest jakby inaczej –
pusty talerzyk dla Pawełka! Mama jakieś pół godziny o nim mówiła
i chyba tylko jedynie tata jej słuchał. Czułam się strasznie
winna tego, że go z nami tu nie ma, tak jakby to była moja wina.
Następnie temat zszedł na moją ciotkę, która ośmieliła nie
pogodzić się z rodzicami na święta. Na szczęście nie było aż
tak głośno, jak na Wigilii klasowej, więc czułam się nieco
pewniej. W pewnym momencie ze strony babci padło pytanie do mojego
starszego brata:
- Oskarku, a jak tam u ciebie? Masz już jakąś
pannę?
Przez moment miałam wrażenie, że Oskar uśmiechnął
się w moją stronę, lecz potem znów przeniósł swoją uwagę na
babcię.
- Nie, babciu. Dziewczyny co prawda nie mam, ale
postanowiłem zapisać się do psychologa... - Był niepewny siebie,
ale jednocześnie dumny z podjętej decyzji.
- Oskar, co ty
wygadujesz? – Przerwała mu mama znad karpia, niby od niechcenia. -
Jakie ty możesz mieć problemy w tym wieku? Skończ studia, znajdź
prawdziwą pracę i zmierz się z życiową tragedią, tak jak ja, to
dopiero poczujesz potrzebę terapii... – Mamie zaszkliły się
oczy. Niemalże wszyscy oprócz mnie i Oskara rzucili się do
pocieszania jej. Czysta groteska! Brat długo tego nie wytrzymał i
wyszedł z kuchni pod pretekstem wykonania ważnego telefonu, ale
chyba nikt oprócz mnie tego nie zauważył.
Kiedy rodzicielka
się już uspokoiła, dziadek przeniósł uwagę na mnie.
- Twój
tata mówił mi, że coraz lepiej z twoim chodzeniem. Wiem, że już
można coraz dalej od ciebie odejść i aż tak się nie boisz.
Tak,
to prawda. Mówię o wszystkich postępach tacie, ale do tej pory
myślałam, że nie słucha. Miło było wiedzieć, że jednak mnie
nie olewa.
- Dobrze, że jesteś coraz mniej leniwa. - Dodał
tata. - Proszę, obiecaj nam tu teraz, że do następnej Wigilii
będziesz chodziła już całkiem sama.
Poczułam się okropnie.
To nie tak, że ja nie chcę. Ja się po prostu boję a im więcej
rehabilitacji tym bardziej moje ciało jest mi posłuszne i mniej
panikuję. Jak można udawać, że się boi?! No ale w mojej rodzinie
od dawna pokutuje przekonanie, że skoro ludzie bez rąk i nóg są
super samodzielni, to ja też mogę, tylko mi się nie chce. Trudno
im wytłumaczyć, że ciało da się szybciej wypracować do
samodzielności, jeśli mózg nie jest uszkodzony. W moim przypadku
po prostu trzeba dłużej i z ogromną dozą cierpliwości nad tą
samodzielnością pracować. Na szczęście nie zdążyłam
odpowiedzieć, bo znudzony Ignaś domagał się prezentów. Udaliśmy
się do salonu, prezenty już czekały pod choinką. Oskar też tam
był. Ogólnie było mi smutno, bo dostałam tylko dwa prezenty. Od
rodziców i Oskara maskotkę renifera. Od dziadków otrzymałam
piękną białą, drewnianą szkatułkę na biżuterię. Każdy
dostał więcej upominków niż ja, a Ignaś otrzymał aż dziesięć
zabawek! Nie wiem skąd, bo kupiłam mu tylko jeden samochodzik. A
może niepotrzebnie się czepiam? Przecież jest najmłodszy,wiadomo,
że najmłodsi dostają najwięcej.
Uff, to już koniec na
dziś! Wy czytajcie, a ja pogapię się na choinkę w moim
pokoju.
Trzymajcie się!
Spis Treści
wtorek, 27 grudnia 2022
Rozdział szesnasty - Niezrozumiani.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Rozdział dwudziesty czwarty - Bardzo gorzka herbata.
Wtorek, czternastego lutego. Od paru dni byłam jakby w transie. Wiem, że nie powinnam czytać pamiętników mamy, ale też nie potrafiłam ro...
-
Najtrudniej jest zacząć pisać coś nowego. Tak, nowego bo zaczynam nowy etap w życiu więc chciałabym jakoś go uwiecznić. Tyle że sko...
-
To był dla mnie strasznie ciężki tydzień pod względem emocjonalnym. Pisałam tę notkę na raty – w poniedziałek i czwartek, czyli wtedy kiedy...
-
No i mamy piękny, złoty październik! Niestety mi te dni, a przynajmniej poniedziałek i wtorek nie będą się zbyt dobrze kojarzyć. Możec...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz