Już nie wiedziałam, czy będę w stanie dziś napisać ten wpis.
Cała ta sprawa z rakietami dość blisko mojej miejscowości trochę
mnie wystraszyła. Doszedł też problem, o którym przeczytacie
niżej. Aczkolwiek wczoraj był Międzynarodowy Dzień Wcześniaka i
to mi poprawiło trochę nastrój. W sumie to i tak do opowiadania
mam głównie sprawę z poniedziałku. Sama nie wiem czy postąpiłam
wtedy właściwie. No, ale to już sami ocenicie.
Poniedziałek,
Czternasty listopada.
To, że zjawiam się w szkole sporo przed
czasem, jest dla mnie normą ze względu na pracę mojej matki.
Również to, że pani Kasia czeka na mnie na parkingu, jest
całkowicie naturalne. Niby ten szkolny poranek zaczął się dla
mnie tak jak każdy inny. Przed szkołą czekała na mnie
nauczycielka wspomagająca z parasolem. Wzrok miała jednak taki sam
jak w dniu, w którym oznajmiała mi, że będę rozmawiać z
wychowawcą. Aż mnie zmroziło. Chciałam zapytać, o co chodzi,
lecz moja sztuczna przebojowość utknęła mi w gardle i nie mogła
się wydostać. Szłam więc przy nauczycielce posłusznie. Doskonale
zdawałam sobie sprawę, że nie idziemy w stronę naszej stałej
sali lekcyjnej. Dopiero kiedy stanęłyśmy przed drzwiami gabinetu
dyrektora, poczułam uporczywe zawroty głowy. Czyżby Mariolka
doniosła o ognisku?! Przecież wczoraj Tomek napisał na
messengerze, że dzisiaj pójdzie załatwić tę sprawę z samego
rana. Czy już był? A jeśli był to, dlaczego wzywają też
mnie?
Tak, był. Właśnie wyszedł z gabinetu i stanął przede
mną. Wyglądał na wyczerpanego i zrezygnowanego. Chyba chciał
położyć mi rękę na ramieniu, ale pod wpływem wzroku pani Kasi
cofnął rękę w połowie gestu. Nie było czasu na moją reakcję,
bo właśnie zostałam zaproszona do gabinetu. Kiwnęłam jedynie
przepraszająco głową. Mam nadzieje, że zrozumiał.
Gabinet
dyrektora jest długi, wąski. Włożony szarą wykładziną i
pomalowany na taki sam kolor co ta pseudo rehabilitacyjna salka w tej
budzie. Czemu wtedy myślałam o takich pierdołach?
Dyrektor
Kwiatkowski gestem ręki zaprosił mnie, żebym usiadła. No pięknie,
krzesło nieoparte o ścianę, nie ma to jak kolejny powód do
stresowania się! Dopiero gdy pani Kasia wyszła, zajął swoje
miejsce po drugiej stronie biurka.
Czemu czuję się jak główna
bohaterka książki „Magda.doc”? Tam tytułowa bohaterka też
miała trudną rozmowę z władzami szkoły, tyle że u niej chodziło
o nastoletnią ciążę.
- Widziałaś jak pan Kalisz wychodził,
więc chyba wiesz, na jaki temat będziemy rozmawiać, prawda?
-
Tak. - ledwo dałam radę się odezwać. – Tyle że ja nie mam nic
do dodania. Pan Kalisz powiedział prawdę.
- Rozumiem cię. To
nie tak, że ja wam nie wierzę. Po prostu muszę was mieć na oku,
chyba rozumiesz?
- Jeśli mam być szczera to niezbyt. Gdybyśmy
mieli coś do ukrycia, to raczej nie przyszlibyśmy do pana, żeby
się za przeproszeniem wystawić na pierwszy ogień.
Dyrektor
zdecydowanie poczerwieniał na twarzy.
- Panno Piotrowicz,
zaczynam myśleć nad obniżeniem twojej oceny z zachowania na
jeszcze niższą. Nie będzie to dla ciebie najlepsza decyzja. W
dodatku oceny masz mocno przeciętne, żeby nie powiedzieć —
kiepskie. Poza tym nie zapominaj, że uderzyłaś uczennicę...
-
Za przeproszeniem nie uderzyłam, tylko rzuciłam w nią piórnikiem.
I to miękkim.
- Mniejsza z tym, zaatakowałaś uczennicę...
-
Pana córkę... - Na wszystkich bogów greckich! Sama nie wiem czemu,
ale dalej go prowokowałam! Czasami myślę, że mam rozdwojenie
jaźni i są dwie Niny. Jedna to odważny i zarozumiały tygrys,
druga to przestraszone kociątko. Tylko która jest prawdziwa?
-
Mniejsza z tym! Najgorsze jest właśnie to, że nie wykazujesz
żadnej skruchy! Nie przeprosiłaś nawet Dagmary! Jeśli ta sprawa z
romansem potwierdzi się albo wywiniesz kolejny numer, to pomyślę o
wydaleniu cię ze szkoły! Orzeczenie o niepełnosprawności nie
uratuje cię przed wszystkim. Na razie nie masz zajęć z Kaliszem w
tej szkole. Do odwołania!
- Nie może pan! - Mój głos stał
się płaczliwy i łzy były już gotowe na popłynięcie po
policzkach.
- Ależ mogę! To i tak łagodna kara. Pewnie niczym
nie różnisz się od swojej matki! Najgorsza nauczycielka w całej
szkole!
- Ale pan Maciołek mówił... - Nie wiem czemu zebrało
mi się na bronienie matki. Dyrektor jednak przerwał mi w pół
słowa.
- Pan Maciołek? Ha, dobre sobie! To kolejny gość z
jej haremu. Aż dziwne, że taka lodówka jak Nowakowska miała aż
takie grono adoratorów! Nauczycielką też nie jest świetną, gdyby
nie braki kadrowe to nawet by nie przeszła rozmowy kwalifikacyjnej!
- W tej chwili zamilkł sam z siebie. Chyba zrozumiał, że
powiedział za dużo. Nie obchodziło mnie to jednak. Wstałam i
ruszyłam ku wyjściu, pomimo że bałam się iść. Nie wiem, czy to
ze strachu, emocji czy z nieuwagi, ale kula pośliznęła mi się i
upadłam na ziemię w połowie drogi ku wyjściu. Z hukiem. Poczułam
ból w okolicach brody, a następnie ciepło. Dyrektor zbladł z
przerażenia, kazał mi się nie ruszać i szybko gdzieś pobiegł.
Wrócił ze szkolną pielęgniarką i panią Kasią. Obie
zaprowadziły mnie do gabinetu tej pierwszej. Dopiero tam zeszła ze
mnie adrenalina i doszło do mnie, że rozwaliłam sobie brodę. Obie
panie chciały mnie przekonać, abym wróciła dziś do domu. Jednak
uparłam się, żeby zostać w szkole. I tak już miałam przewalone
u rodziców. Po rozmowie u Kwiatkowskiego pewnie czeka mnie jeszcze
wymowniejsza cisza niż dotychczas, więc nigdzie mi się nie
śpieszyło. Do końca pierwszej lekcji zostałam w gabinecie
pielęgniarki. Dla pewności.
Drugą lekcją było wychowanie
fizyczne. Teoretycznie powinnam mieć rehabilitację, ale z wiadomego
powodu tylko Daga tam się udała. Dobrze, że pani Kasia gdzieś
wyszła. Mogłam sobie spokojnie popłakać w pustej sali lekcyjnej.
Odczytałam też wiadomość, którą napisał mi Tomek podczas
pierwszej godziny lekcyjnej. Przeprosił za to, że pogorszył
sprawę. Napisał też, żebym przez ten tydzień nie przyjeżdżała
również na rehabilitację pozaszkolną. Musi sobie to wszystko
poukładać w głowie. To tylko wzmogło mój atak płaczu. Aż
dziwne, że jako tako uspokoiłam się do trzeciej lekcji. Na
przerwach natomiast dalej sobie popłakiwałam. Pani Kasia chyba
udawała, że tego nie widzi.
Natomiast Dagmara wręcz upajała
się moim stanem. Na początku myślałam, że tylko mi się wydaje i
mam już majaki od tego ryczenia. Jednak panna Kwiatkowska sama dała
mi dowód na to, że to nie była moja nadinterpretacja. Podeszła do
mnie na długiej przerwie. Miałam na głowie kaptur na tyle szeroki,
by zakrył moją opuchniętą twarz. W takich chwilach żałuję, że
nie umiem się malować.
- Co to za mina Ninuś? Czyżby twój
kochanek cię zostawił? Pewnie jeszcze cię pobił za to, że
wszystko się wydało, co nie? Był chociaż pożegnalny seks po
ognisku? - Cała klasa wybuchła gromkim rechotem. Czemu oni wszyscy
nie są na korytarzu?!
Chyba musiałam mieć sztylety w oczach,
bo gdy na nią spojrzałam to wszyscy zamarli.
- Biedulko,
dokonujesz projekcji. Sama nigdy nie doświadczysz seksu, więc
wmawiasz wszystkim, że puszczają się po kątach. Dla twojej
wiadomości: Do niczego między mną a Tomkiem nie doszło. Ani
wtedy, ani kiedykolwiek indziej. Tomek sam powiedział twojemu
tatusiowi o plotkach. I następnym razem niech twoi sługusi lepiej
się pilnują, gdy kogoś szpiegują, bo tym razem Mariolce nie
wyszło. A kto mnie pobił? Hmm. Twój tatuś, można to tak nazwać!
- Nie wiem skąd, po takich napadach płaczu było u mnie tyle
hardości, ale powiedziałam, co myślałam. Dagmara była aż
purpurowa ze złości. Założyłam jednak słuchawki na uszy, miałam
już gdzieś regulamin szkolny.
Czwartek, siedemnasty
listopada.
Siedziałam sobie dzisiaj w pokoju po kolejnym ataku
płaczu. Od poniedziałku moje całe dnie to jedno wielkie ryczenie.
Jedynie w szkole się powstrzymuję, by Daga i jej zgraja mnie nie
zaatakowały swoim głupim gadaniem. Kiedy usłyszałam pukanie do
drzwi, nieźle się zdziwiłam. Od tygodni nikt do mnie nie pukał.
Szybko otarłam łzy z policzków.
- Proszę! - Drzwi się
otworzyły i stanęła w nich Patrycja!
- Biedulko, strasznie
dziś wyglądasz! Wszystkiego najlepszego z okazji Dnia Wcześniaka,
wcześniaku! - W dwóch susach znalazła się obok i uściskała mnie
mocno. Chyba tego potrzebowałam, bo poczułam się troszkę
lepiej.
- To od Tomka. - Kiedy już mnie wyściskała, wręczyła
mi czekoladę.
- Od Tomka...?
- Tak. Przemyślał całą
sprawę. Chce żebyś wróciła na zajęcia. Pogada z tobą o
wszystkim osobiście. Ma zamiar też udowodnić dyrektorowi, że nie
macie romansu.
- Czy ma to w ogóle sens? Zresztą nie wiem, czy
tata zechce mnie wozić na rehabilitację po tym wszystkim...
-
Ma, ma! Byleby tylko się z tego nie wycofał. Czasami mojemu mężowi
brakuje odwagi cywilnej, ale i tak go kocham. Ja już muszę lecieć,
bo zaraz mi się przerwa kończy. A jeśli twój tata nie zechce cię
wozić, to zawsze możesz zadzwonić po mnie. Ostatnio mam dużo
wolnego, więc mogę robić za taksówkę. No i nie smuć się, pa! -
Potargała mi włosy i już jej nie było.
Po chwili
uświadomiłam sobie, że czuję się lepiej. Było mi już troszkę
lżej. Wpatrywałam się w czekoladę z wdzięcznością, jakby mnie
uratowała. Prawdziwa czekolada nadziei.
I tym pozytywnym
akcentem kończymy na dziś.
Trzymajcie się!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz