Hej!
Dziś
mam całkiem sporo do opowiedzenia, więc najlepiej od razu przejść
do konkretów.
Wtorek, Ósmy listopada.
Nie chcę
zabrzmieć okropnie, ale cieszyłam się, że na dzisiejszych
zajęciach z Tomkiem nie towarzyszyła nam jego żona. Nie zrozumcie
mnie źle. Nawet lubię Patrycję, a już najbardziej lubię to, że
mi pomaga. Jednak jest mi średnio komfortowo, kiedy mam przy niej
zwierzać. Zawsze przytłacza mnie ten jej ekstrawertyzm. Czuję
wtedy, że moje problemy są dla niej błahostkami, z których nawet
nie wypada się zwierzać. Z tego powodu czułam ulgę, że dziś
jestem tylko z Tomkiem. Opowiedziałam mu o wszystkim. O tym, jak
rozpętałam awanturę, jak rzuciłam piórnikiem w Dagmarę, o
rozmowie z wychowawcą, obniżonej ocenie z zachowania, milczeniu
rodziców. No i o najnowszej sprawie, o której jeszcze nie wiecie.
Moja klasa postanowiła jeszcze bardziej mnie wykluczyć ze swojego
grona i zostałam usunięta z grupy klasowej na messengerze. Właśnie
zakończyłam moje spowiadanie się, kiedy nagle ktoś wszedł bez
pukania do gabinetu. Nie była to Patrycja. W progu stała elegancko
ubrana starsza kobieta. Sprawiała wrażenie sympatycznej. Tomek,
nieco zrezygnowany podszedł do niej i ucałował ją w policzek.
-
Mamo, mówiłem ci, żebyś nie przychodziła do mnie do pracy, kiedy
mam pacjentów.
- Wybacz synku, trudno jest się do ciebie
dodzwonić. Chciałam tylko wiedzieć, czy będziecie u nas na długi
weekend. Do tej twojej Patrycji to nawet dzwonić nie próbowałam...
-
Mamo! Tak, będziemy! Nie życzę sobie jednak, byś tak wyrażała
się o mojej żonie!
Starsza pani tylko machnęła ręką.
-
A może przedstawisz mnie swojej pacjentce? - Matka Tomka podeszła
do mnie i z życzliwym uśmiechem podała mi dłoń. - Jestem
Leokadia Kalisz, matka Tomasza.
- Nina Piotrowicz. - Delikatnie
uścisnęłam jej dłoń. Po usłyszeniu mojego nazwiska kobiecie
nieco zrzedła mina, uśmiech nabrał na sztuczności. Zabrała
również dłoń.
- Piotrowicz, tak? Wnuczka wójta
Nowakowskiego? Córka Anieli?
Przytaknęłam. Staruszka nagle
przypomniała sobie o ważnej sprawie urzędowej, którą koniecznie
trzeba załatwić przed jedenastym listopada. Pośpiesznie pożegnała
się z synem i wyszła z gabinetu, nie zaszczycając mnie nawet
spojrzeniem. Strasznie dziwna sytuacja. Tomek chyba zauważył moje
zmartwienie. Stwierdził, że jego matka jest specyficzna i nie
powinnam się nią przejmować. Poprosił też, bym nie wspominała
podczas naszego wspólnego czwartkowego ogniska Patrycji cokolwiek o
jego matce czy rodzinie, bo Patrycja czuje się nieakceptowana w
rodzinie Kaliszów. W czwartek jesteśmy zaproszone z Pauliną na
ognisko do Patrycji i Tomka. Paula podobno znalazła poszlaki na to,
że mało prawdopodobne jest, aby Paweł kiedykolwiek pojawił się
nad jeziorem. Tak więc czekam w napięciu na czwartek.
Czwartek,
Dziesiątego listopada.
No i czwartek nadszedł! Parę dni
wcześniej Tomek usłyszał ode mnie, że dziadek niestety nie da
rady urządzić ogniska. Było mi nawet trochę przykro z tego
powodu, dlatego fizjoterapeuta wpadł na pomysł urządzenia takiej
„imprezy” u niego i Patrycji. Następnego dnia Paulina dała nam
znać, że ma jakieś nowe informacje o Pawle. Pomyśleliśmy więc,
że połączymy przyjemne z pożytecznym i też zaprosili ją na
ognisko. Do ich domu ruszyliśmy dziś od razu po moich zajęciach,
Paulina czekała na nas na parkingu.
Na podwórzu Kaliszów
czekało już na nas palenisko ogrodzone kamieniami oraz ziemniaki
gotowe do pieczenia. Tomek i Patrycja są wegetarianami, więc mięsa
nie jedzą. Do siedzenia mieliśmy długą ławkę, co prawda z
oparciem, ale stała na nierównym terenie i nie była oparta o
ścianę. Bałam się więc na niej siedzieć. Tomek jednak obiecał,
że będzie siedział obok mnie, więc mam się niczego nie obawiać.
Od razu poczułam się lepiej.
Z czasem wszyscy się
rozluźniliśmy. Nikt nawet nie poruszał tematu Pawła.
Żartowaliśmy, śmialiśmy się. Naprawdę potrzebowałam takiego
resetu. Za dużo negatywnych emocji było ostatnio w moim życiu,
więc fajnie jest się od tego oderwać.
Nie trwało to długo.
Ławka, na której siedzieliśmy, była ustawiona tak, że miałam
widok na ulicę oświetloną starą latarnią. Nawet w jej słabym
świetle zobaczyłam, że ktoś mi się przygląda. Była to Mariola
— dziewczyna z mojej klasy. No to pięknie! Teraz plotki przybiorą
na sile. Odruchowo skuliłam się. Tomek był zdumiony moim
zachowaniem i gdy już się wyprostowałam, zajrzał mi poważnie w
oczy.
- Nina, co się dzieje? Dlaczego zareagowałaś tak na tę
dziewczynę? Jest z twojej klasy, prawda? Kojarzę ją, mieszka
niedaleko.
Długo nie mogłam się zebrać. Wzrok miałam wbity
we własne kolana. Postanowiłam jednak, że albo teraz, albo nigdy.
W końcu ta sprawa dotyczy też jego. Wzięłam głęboki oddech i
spojrzałam na niego poważnie.
- Tomek, bo ludzie z klasy
myślą, że my mamy romans...
Fizjoterapeuta ledwo powstrzymał
wybuch śmiechu.
- Romans? Jak to? Co się tym małolatom
pokiełbasiło?
No to mu opowiedziałam. O dawnej rozmowie z
Dagą, o tych chichotach i spojrzeniach na korytarzu podczas przerw.
No i finalnie o tym, dlaczego zaatakowałam córeczkę dyrektora
piórnikiem. Tutaj już Tomek nie powstrzymywał śmiechu i
serdecznie mnie przytulił.
- Gwiazdeczko, nie przejmuj się.
Pogadam z dyrektorem o tej sprawie, zanim on się dowie z plotek, w
ten sposób będziemy mieć nad nimi przewagę. Teraz czuję się
winny że to przeze mnie masz kłopoty. O tym też z nim
pogadam.
Wielki ciężar spadł mi z serca. Ze szczerych chęci
mocno się w niego wtuliłam. Zerknęłam też kątem oka na siedzącą
po drugiej stronie Tomka Patrycję. Nie wydawała się zazdrosna,
bardziej rozczulona i rozbawiona sytuacją. Czy nie powinna być
zazdrosna? Jeśli nie jest, bo tak bardzo mu ufa, to naprawdę się
cieszę. Jednak jeśli nie postrzega mnie za zagrożenie, tylko
dlatego, że jestem niepełnosprawna no to trochę przykre.
W
końcu przestaliśmy się przytulać. Paulina zabrała głos.
-
Że też mnie to nie dziwi. Na takim zadupiu ludzie są tak
wygłodniali sensacji, że sami je sobie tworzą z dupy. Jeśli już
przestaliście się do siebie kleić, to może pogadamy o tym, co
znalazłam?
Przytaknęłam. Humory od razu nam się wszystkim
zważyły. Paulina wepchała się między mną a Tomka. Wyjęła coś
ze swojej lnianej torby. Był to stary, gruby zeszyt z wizerunkiem
Barbie. Dziewczyna od razu zaczęła wyjaśniać, o co chodzi.
-
W podstawówce prowadziłam złote myśli. Ostatnio je sobie
przeglądałam i zauważyłam, że Paweł mi się wpisał. Pewne
linijki wydają mi się niepokojące. O, tutaj. - Wskazała zdania
podkreślone czerwonym długopisem. Wszyscy pochyliliśmy się nad
zeszytem:
„Najbardziej nielubiana osoba: Moja
mama.
Największe marzenie: Pójście nad jezioro, ale
mama mi zabrania. Mówi, że tam chłopcy tacy jak ja, umierają”.
-
Strasznie niepokojące jak na ośmioletnie dziecko. Nina, czy tak
było? - Patrycja spojrzała na mnie uważnie.
- Nie wiem,
naprawdę. Mam pustkę w głowie... mało pamiętam z czasów, kiedy
Paweł był jeszcze z nami. - z chwilą wypowiedzianych słów
dopiero dotarło do mnie, że to jest najprawdziwsza prawda.
Przerażające. I nienormalne.
- To dziwne. – odparła
Paulina. - A może zapytasz twojego starszego brata?
Wzięłam
głęboki wdech. Kolejne trudności.
- To nie będzie łatwe, bo
Oskar unika trudnych tematów, ale spróbuję. - Było mi ciężko.
Tomek chyba zauważył, że jest mi źle, bo znowu mnie przytulił.
Powoli zaczęliśmy zmieniać temat i atmosfera zaczęła się
rozluźniać. Ziemniaczki zjedliśmy już w mieszkaniu całkowicie
odprężeni, chociaż w głębi duszy wciąż byłam przerażona
dzisiejszymi odkryciami. Tomek około dwudziestej pierwszej odwiózł
Paulinę na przystanek a mnie do domu. Oczywiście nikt nawet nie
zapytał o wrażenia z ogniska.
No i spisałam wszystko.
Trochę mnie to uspokoiło. Nadal nie wiem jednak jakim cudem Paweł
utonął nad jeziorem, jeśli było tego dnia zamknięte i w dodatku
w żaden inny dzień też nie mógł tam pójść. Z jakiego powodu
mama zabraniała mu tam iść? Dlaczego straszyła go śmiercią? Czy
kiedykolwiek się tego dowiemy?
No nic, trzymajcie się!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz