Czy
w tym tygodniu dużo się działo? W sumie trudno mi to stwierdzić.
Na pewno dowiedziałam się czegoś nowego. Jednak zacznijmy po
kolei.
Wtorek, Pierwszy listopada.
Dzisiaj było
zdecydowanie zbyt ciepło na moją co prawda szeroką i bawełnianą,
ale wciąż czarną sukienkę. Ów strój ma duży, biały, haftowany
kołnierzyk. W połączeniu z moimi warkoczami czułam się niczym
jakaś ważna małoletnia bohaterka horroru. Niestety na cmentarzu
nie zauważyłam dziewczyn z mojej klasy, na których tle mogłabym
się poczuć lepiej, no ale trudno.
Nastrój na grobbing z
samego rana miałam nawet całkiem pozytywny. Niestety wszystko
zepsuła mama. Odmówiła wyjścia, bo twierdziła, że woli
pocierpieć w samotności. W końcu przecież Pawła i tak jej już
nic nie zwróci, więc pójście na jego grób też
niczego nie
zmieni. Nie wiem czemu, ale poczułam wyrzuty sumienia, tak jakbym to
ja jej tego Pawła zabrała. Pomimo namów od strony taty,
rodzicielka pozostawała nieugięta.
Na samym cmentarzu
obiektywnie nie było źle. Większość grobów naszej rodziny
znajduje się pod drzewami, więc jesienne słońce aż tak bardzo
nie grzało. Całe dwie godziny praktycznie wystałam na nogach.
Wiem, że spokojnie mogłabym usiąść na którejś ławce przed
grobem. Dziadkowie mnie nawet do tego zachęcali. Mam jednak silnie
zakorzenione przekonanie, iż dzieci czy nastolatkowie na cmentarzu
stoją. Właśnie gdy staliśmy przed symbolicznym grobem Pawła,
przypomniały mi się wszystkie inne wizyty na cmentarzach po jego
śmierci. Zawsze, kiedy prosiłam o to, czy mogę usiąść, mama
robiła raban pół cmentarza, że skoro Paweł nie może już
stać, to my musimy robić to za niego. Więc i
dziś
tak stałam do końca, pomimo silnych zawrotów głowy z powodu
nadmiernych emocji. Na szczęście potem pojechaliśmy na obiad do
dziadków. Na początku byłam spięta. Obawiałam się, że
dziadkowie zdadzą tacie przebieg z naszej niedawnej rozmowy. Nic
takiego jednak nie nastąpiło. Ba, dziadek nawet zaprosił mnie na
ognisko w przyszłym tygodniu, a babcia, która siedziała
naprzeciwko mnie, przez chwile głaskała czule moją dłoń. To był
uroczy obiad, w czasie którego do jadalni wpadały promienie
popołudniowego, zachodzącego słońca.
Środa, Drugiego
listopada.
Dziś nadal byłam przepełniona wczorajszymi
emocjami. Z racji mojej pesymistycznej natury przeważały bardziej
te negatywne, wręcz we mnie buzowały.
Właśnie była długa
przerwa. Nasza zadziorna sprzątaczka tego dnia przegoniła
towarzystwo z korytarza, gdyż pastowała podłogi. Więc cała ta
granda debili i szaraczków nie opuściła sali. Nie mogłam sobie
nawet spokojnie pomyśleć o tym, co było wczoraj! Jeszcze te
klasowe gwiazdki, czyli Daga, Mariolka i Anita gadały o planowaniu
imprezy Halloweenowej u
tej pierwszej.
Naprawdę
nie wiem, czy ja po prostu jestem wredna i złośliwa z natury, czy
musiałam się wyładować, a może byłam zazdrosna, że cała klasa
była zaproszona, a co do tego, że ja zostanę w tym pominięta, nie
miałam najmniejszych wątpliwości. Niezależnie od powodu mój
język działał szybciej niż zdrowy rozsądek.
- Dziewczynki
moje kochane. – Zwróciłam się do nich pobłażliwym wręcz
tonem. - Nie wiem, czy wiecie, ale niezależnie o tym, jak bardzo o
tym marzycie to
nie żyjemy w USA. Halloween nie jest świętem z naszego kręgu
kulturowego, więc nie wiem czemu chcecie małpować czyjeś
zwyczaje. Nawet małpować dobrze nie potraficie, bo z tego, co wiem
to Halloween już było. I zapraszanie całej klasy? Kolejny pokaz
durnoty.
Nie wiem czemu, to wszystko powiedziałam. Tak naprawdę
nie mam nic do tego całego Halloween. Ta ich impreza też mnie nie
obchodzi. Czemu raz jestem zlęknionym kurczątkiem, a raz nadmiernie
agresywnym tygrysem? Dlaczego nigdy nie ma nic pośrodku?
- O
patrzcie państwo, patriotka się znalazła! - Daga była wściekła,
jej oczy błyszczały, a policzki przybrały odcień dojrzałego
wina. - Ktoś cię prosił o opinię?
- Nie, ale jako członek
klasowej społeczności chyba mogę się wypowiedzieć, prawda?
-
Nie musisz. I tak nie jesteś zaproszona. Zresztą pewnie nawet nie
masz czasu na imprezy, bo jesteś zbyt zajęta romansowaniem z
Kaliszem. - Wyraźnie ze mnie zadrwiła.
Poczułam, jak krew
uderza mi do głowy. Momentalnie zrobiło mi się gorąco. Jednak
faktycznie chodzą o nas te wszystkie plotki! Odczuwałam, że brakło
mi tchu. A z drugiej strony miałam tyle złości w sobie, że
musiałam ją wyładować. Nie myślałam logicznie. Chwyciłam mój
miękki pluszowy piórnik i rzuciłam nim prosto w córkę
dyrektora.
- Ty tępa idiotko, nie rozgaduj nigdy więcej takich
bzdur na mój temat! - Oczywiście atak piórnika nic Dagmarze nie
zrobił. Lekko się zachwiała, ale jej wiernie koleżaneczki zaraz
ją podtrzymały. Wszystkie osoby w klasie popatrzyły na mnie takim
wzrokiem, że aż się skuliłam. Potem jak gdyby nigdy nic wrócili
do swoich rozmów, nie zaszczycając mnie nawet spojrzeniem. Pani
Kasia, która wróciła na lekcje, podniosła mój piórnik. Chciała
wyciągnąć ze mnie, co się dokładnie stało, ale ja byłam uparta
i nic nie powiedziałam. Do końca dnia byłam spięta i czułam
kostki lodu w żołądku.
Czwartek, Trzeciego
listopada.
Najgorsze nadeszło dopiero dziś. Od kiedy tylko
weszłam do szkoły z panią Kasią czułam, że dokładnie mi
się
przygląda, niemalże śledzi każdy mój ruch. Miałam ochotę stać
się żółwiem i schować się w swojej skorupie. Atmosfera w klasie
była tak gęsta, że dało się ją kroić nożem. Klasa zgodnie
unikała nawet spojrzenia w moją stronę, natomiast nauczycielka
wspomagająca wręcz wpatrywała się we mnie niemalże
oskarżycielsko. Kumulacja emocji nastąpiła na lekcje przed długą
przerwą. Pani Kasia szeptem uprzedziła, że na przerwie odwiedzi
mnie nasz wychowawca. Nie mieliśmy z nim dzisiaj lekcji. Zresztą,
nawet gdybyśmy mieli, to takie rozmowy z uczennicą na osobności to
nigdy nie jest wesoła rozmowa przy herbatce. Miałam pewność, że
Dagmara na mnie doniosła.
Kiedy polonista na początku długiej
przerwy wszedł do sali i usiadł naprzeciwko mnie, na dworze
rozpoczęła się potężna ulewa. Dodawało to dramatyzmu.
Nauczyciel chyba nie ma doświadczenia w takich rozmowach, bo
zdecydowanie nie wiedział, jak zacząć, w końcu jednak znalazł
odpowiednie słowa.
- Słyszałem o wczorajszym incydencie w
klasie pomiędzy tobą a Dagmarą Kwiatkowską...
- Ach, no tak!
- Weszłam mu w słowo. - Córeczka dyrektora zdążyła się przed
nim popłakać, to trzeba robić raban na całą szkołę!
-
Nino, uważaj na słowa! - Zabrzmiał ostrzegawczo, nawet nieco
groźne. Nie powstrzymało mnie to jednak.
- Bądźmy szczerzy,
gdyby chodziło o jakąś zwykłą szarą Anię Kowalską, to byście
to olali, taka jest prawda!
- Nino, i tak masz już obniżoną
ocenę z zachowania na ten semestr, a teraz zastanawiam się, czy to
nie jest zbyt niska kara!
Faktycznie. Trochę przegięłam.
Pomimo że naprawdę myślę to, co powiedziałam, to nie powinnam mu
tego mówić. Nie chcę mieć więcej kłopotów niż mam.
-
Dobrze, przepraszam. Nie powinnam się tak unosić.
Nauczycielowi
wyraźnie ulżyło.
- Powinnaś przeprosić również Dagmarę.
-
Z całym szacunkiem, ale to ona mnie sprowokowała!
-
Sprowokowała czy nie, nie powinnaś załatwiać spraw w ten sposób.
Nie wiem o co poszło, ale postąpiłaś karygodnie. Zachowuj się,
jak na pełnoletnią osobę przystało.
I oto cała polska
edukacja w pigułce. Zero realnej pomocy. Ważne jest to aby podlizać
się dyrektorowi załatwioną sprawą. A czy sprawa jest naprawdę
załatwiona, czy zamieciona pod dywan? A kogo to obchodzi!
Polonista
już zbierał się do wyjścia, gdy dodał.
- Nino, bardzo
zawiodłaś swoją mamę. Nie uważasz, że wystarczająco już
cierpi po stracie Pawła? Po co dokładasz jej cierpień? Powinnaś
wziąć z niej przykład. Co prawda za czasów szkolnych bardzo nie
lubiła się z naszym byłym panem dyrektorem. Ciągle pisała coś
na niego w swoim pamiętniku. A jednak wyrosła na porządną osobę
i świetnego pedagoga.
- Pamiętnik? - Temat wyraźnie mnie
zaciekawił.
- Nie zmieniaj tematu. Przemyśl swoje zachowanie.
Do zobaczenia jutro. - Wyszedł szybkim krokiem z sali.
Zostało
jeszcze trochę czasu do końca długiej przerwy. Złość na Dagmarę
mieszała się we mnie z zimnymi kostkami lodu w żołądku na myśl,
że znów zawiodłam mamę. Było jeszcze we mnie trzecie uczucie –
ciekawość. Mama pisała pamiętnik? Co w nim było? Czy pisze
tam,
dlaczego nie lubiła dyrektora Kalisza? A może będzie coś o tym, z
jakiego powodu jest taka oschła i zafiksowana na Pawle? Może
prowadziła go przez lata?
Tylko jak znaleźć ten pamiętnik? I czy w ogóle jeszcze
istnieje?
Oczywiście na zajęciach pozaszkolnych nie
powiedziałam o niczym Tomkowi. Chciałam, ale coś mnie zblokowało.
Poza tym nie mam zamiaru robić mu problemów.
Uff, to wszystko
na dziś. Rodzice mają mi bardzo za złe tę całą sytuację z
Dagmarą. Zgodnie się do mnie nie odzywają. Jak mają do mnie jakąś
sprawę, to przekazują to przez Oskara. Dziecinada totalna. No ale
trudno żyć w takiej dziecinadzie.
Może następny tydzień
będzie lepszy?
Trzymajcie się!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz