Cześć
wszystkim! Ten tydzień obfitował w poważne rozmowy. Dowiedziałam
się paru ważnych rzeczy o mojej matce oraz jej podejściu do Pawła.
Może po prostu nie będę przedłużała i przejdę do
sedna.
Poniedziałek, Dwudziesty czwarty
października.
Muszę wam się przyznać, że od pamiętnego
wieczoru faktycznie nie mogłam przestać myśleć o tym, że
teoretycznie wypadek Pawła się nie zdarzył. Nic mi się tu nie
zgadza i do dziś nie umiem sobie tego logicznie poskładać.
Zastanawiałam się, czy jest ktoś, kogo mogę o to wszystko
zapytać, ewentualnie dyskretnie podpytać. Wczoraj, czyli w
niedzielę siedziałam sobie na moim łóżku. Z racji, że mam je
przy oknie, które wychodzi na podwórze, to tam skierowałam mój
wzrok. Na uszach miałam słuchawki, z których płynęło
sovietwave. Nagle na podwórku zauważyłam babcię i wtedy mnie
olśniło! No tak! Najciemniej pod latarnią! Przecież może od
dziadków czegoś się dowiem. I to nie tylko o samym wypadku. Może
też zrozumiem, czemu moja mama zachowuje się jak się zachowuje. W
końcu są jej rodzicami, mogą więc znać powód. Zrobiło mi się
głupio, że od czasu naszej sierpniowej przeprowadzki nie byłam u
nich ani razu. Ignaś jest tam praktycznie codziennie. Nawet Oskar
znajduje czas dla dziadków, tylko ja wypadam dość kiepsko na ich
tle.
Przed wczorajszą kolacją poprosiłam tatę, by zapytał
babcię, czy mogę dziś przyjść do nich po lekcjach. Kiedy
odbierał mnie ze szkoły, powiedział, że dziadkowie już na mnie
czekają.
Od razu z samochodu zostałam zaprowadzona do domostwa
babci i dziadka. Zaproszono mnie do salonu, gdzie można się poczuć
jak w latach osiemdziesiątych. Meble ze sklejki, długa ława, po
obu jej stronach fotele. Zostałam usadzona na jednym z nich. Rodzice
oraz ciocia z wujkiem już dawno namawiali dziadków, by kupili coś
nowego. W końcu dziadka jako wójta, a babcie jako właścicielki
jedynej w okolicy kawiarniani na to stać. Jednak zawsze odmawiali.
Twierdzą, że są przywiązani do tradycji, a meble i tak każdego
lata odnawiają. Zresztą oni we wszystkich dziedzinach życia są
bardzo tradycyjni.
Babcia jak zwykle uściskała mnie
serdecznie. Dziadek natomiast powitał mnie mocnym uściskiem dłoni.
Dostałam moje ulubione ciasto, czyli karpatkę. Na początku rozmowa
toczyła się normalnie. Były pytania o szkołę, koleżanki, oceny
i moje postępy w rehabilitacji. Nie chciałam przerywać tej
atmosfery przypominaniem im o Pawle. Może nawet nic nie wiedzą o
tym jak było naprawdę? Może też znają jedynie oficjalną wersję
zdarzeń? Jednak sprawa Ignasia nadal mnie męczyła. W końcu to ich
ulubiony wnuk. Pewnie nie chcieliby, aby mieszano mu w główce. Z
trudem więc opowiedziałam im sytuację, która miała miejsce, gdy
pilnowałam braciszka. Zaraz tego pożałowałam. Babcia tragicznie
zbladła, a dziadek wręcz poczerwieniał ze złości.
- Zawsze
wiedziałem, że jest nienormalna! - Zahuczał dziadek.
-
Stasiek! Tak mówić o własnej córce?! - Babcia była oburzona.
-
Baśka, uspokój się! Wiesz, że mam rację. Pamiętasz, co było z
Kaliszem?!
- Z Kaliszem?! Z Tomaszem Kaliszem? - Wtrąciłam się
do ich dialogu.
- A skąd! O Tadeuszu Kaliszu mówiłem! To
ojciec tego całego twojego rehabilitanta. Tadek to mój kolega jest.
Kiedy Aniela chodziła do liceum, to on tam dyrektorował. Nie miał
z nią łatwo, oj nie miał!
Czy to dlatego mama nie chciała
poruszać tematu Tomka? Bo miała na pieńku z jego ojcem? Czemu nie
powiedziała po prostu, że nie chce o nim gadać, tylko wmawia mi,
że on nie istnieje? No i dlaczego Tomek nic mi nie powiedział o
tym, że jego ojciec był dyrektorem szkoły, w której teraz
pracuje? Z drugiej strony nie musi mi się zwierzać. Może go o to
zapytać?
Tymczasem dziadkowie kontynuowali wymianę zdań.
Babcia mamę broniła, a dziadek wręcz przeciwnie. Bałam się, że
któreś z nich zaraz zejdzie na zawał. Sami rozumiecie, iż nie
miałam serca zadawać już innych pytań. Ostatecznie udało mi się
skierować rozmowę na bezpieczniejsze tory. Temat zszedł na
przeczytane przez nas wszystkich książki, a potem jakoś poszło.
Do domu wróciłam dwie godziny później wyściskana przez babcię i
obdarowana zapasami karpatki. Mimo wszystko to była miła
wizyta.
Wtorek, Dwudziesty piąty października.
Od
nadmiaru informacji boli mnie już głowa. Chciałam być odważna i
zapytać na dzisiejszych zajęciach Tomka o jego ojca. Nie zdobyłam
się jednak na to. Patrycja jeszcze przed zajęciami zapytała mojego
tatę czy mogą mnie wziąć do siebie. Zgodził się. Postanowiłam
wtedy, że zapytam o wszystko Tomka na spokojnie u niego w
domu.
Właśnie kierowaliśmy się w stronę ich auta, gdy w
świetle parkingowej latarni zauważyliśmy stojącą nieopodal
Paulinę. Podeszła do nas. Nic nie zostało z jej hardości, którą
promenowała w czasie naszej poprzedniej rozmowy. Teraz wyglądała
na mocno wyczerpaną.
- Nie odpowiadałaś na wiadomości,
przyszłam więc osobiście.
Stałam, wpatrując się w nią
milcząco. Nie mogłam znaleźć słów usprawiedliwienia dla mojego
tchórzostwa. Nawet wczoraj do mnie pisała, a ja migałam się od
tego jak mogłam, byleby jej nie odpisać. Z sytuacji uratował mnie
Tomek.
- Dziewczyny, powinnyście porozmawiać. Najlepiej na
neutralnym gruncie, czyli u nas. Co wy na to? Miejsca w samochodzie
jest dość.
Zgodziłyśmy się. Chyba obie chciałyśmy mieć
to już wszystko za sobą.
W mieszkaniu zostałyśmy usadzone
przy tym solidnym drewnianym stole. Dostałyśmy nawet gorącą
czekoladę z piankami.
Czułam się w obowiązku przeprosić
Paulę za to, że jej nie wierzyłam. Zrobiłam to. Potem na przemian
z Tomkiem i Patrycją opowiadaliśmy jej o tym, czego się
dowiedzieliśmy. Paulina wysłuchała nas z zainteresowaniem.
-
Nie zaskoczyło mnie to. Nie zdziwiłoby mnie, gdyby ten cały
wypadek został wymyślony przez twoją matkę, a Paweł zginął w
jakiś inny sposób. Nina, nie patrz tak na mnie. Nie mówię, że
tak na pewno było, bo nawet ja nie mam do tej wersji większej
pewności. Po prostu twoja matka od zawsze była dziwna. Kiedyś
chodziłam z Pawłem na dodatkowe zajęcia z plastyki. Nie było
tygodnia, w którym twoja matka nie zrobiła awantury. Raz wmówiła
nawet prowadzącej, że ma zamiar uprowadzić jej synusia. To było
chore, a pani Wiesia o mało nie straciła przez to pracy.
Chciałam
to jakoś poukładać sobie w głowie, aczkolwiek Paulina nie dała
mi takiej możliwości.
- Jeśli już grzebiecie w tej sprawie,
to chcę do was dołączyć. Jest to też w moim interesie.
Patrycja
zgodziła się chętnie. Tomek trochę mniej, lecz w końcu udzielił
przystanął na propozycje. Nie byłam w stanie zapytać Tomka o jego
ojca przy Pauli. Nie teraz. Zdziwiłam się, że tak łatwo zgodzili
się na jej uczestnictwo w tym wszystkim.
Na koniec Paulina mnie
przytuliła. Nieco niezgrabnie odwzajemniłam gest. Być może będę
miała kolejną osobę, która jest mi przychylna?
Uff, to
wszystko na dziś! Trzymajcie się!
Hej!
OdpowiedzUsuńInformuję, że w Księdze Zgłoszeń na WS pozostawiłam odpowiedź do twojego zgłoszenia:
https://www.wspolnymi-silami.pl/p/zgoszenia.html?sc=1667434719637#c7865460386454259959
Daj mi, proszę, tam znać, czy dopisać cię do swojej kolejki.
Pozdrawiam ciepło!
Skoiastel
Znaczy się, to nie do końca tak działa – nie da się u nas zapisać do zamkniętej kolejki „na zapas“, inaczej istnieje limitu w niej nie miałoby sensu i wszyscy zgłaszaliby się tak czy siak, powstałaby kolejka do kolejki, dlatego najprawdopodobniej Ele odmówiłaby oceny. Ale jako że akurat mam u siebie jedno wolne miejsce, bo autorka odmówiła na razie oceny z powodu korekty tekstu, wyjątkowo mogę dodać jeszcze jeden tytuł do swojej kolejki.
UsuńNie musisz poprawiać zgłoszenia, napisz jedynie pod nim, a właściwie pod moim komentarzem w oficjalnej odpowiedzi, że zgadzasz się na zmianę oceniającej. :) Wtedy wszystko będzie „na czysto”. :)
Jakby co to potwierdziłam :)
Usuń