Dziś
mam wam szalenie dużo do opowiedzenia! Tak
dużo, że nie wiem, czy zmieszczę się w jednej notce, ale
spróbujmy! Enjoy!
Dzisiaj oszczędzę wam opowieści z terenu
szkoły, bo poza nią zdarzyły się o wiele ciekawsze
rzeczy.
Poniedziałek, siedemnastego października.
Właśnie
byłam w trakcie moich domowych ćwiczeń, kiedy do mojego
pokoju wszedł tata. Jego nastawienie do mnie nie zmieniło się od
czasu pamiętnej kłótni. Nadal chodzi naburmuszony i jeśli już do
mnie coś mówi, to zachowuje się, jakby robił to z wielkiej łaski.
Dzisiaj poprosił
mnie o popilnowanie Ignasia, gdyż z mamą idą na spacer do miejsca,
które umownie nazywa się tu parkiem. Z racji, że byłam już po
moich ćwiczeniach oraz lekcje na jutro miałam ogarnięte, to się
zgodziłam. Na moje szczęście Ignaś to dość spokojne dziecko,
które woli rysować niż biegać i drzeć japę, więc mam łatwiej
i przyjemniej pod względem pilnowania, jak i pod względem bodźców
sensorycznych. Ogólnie im więcej „Jeżycjady” czytam, tym
bardziej braciszek przypomina mi jego
małego imiennika z tej serii. Tak samo, jak mały Stryba nasz Ignaś
jest typem cichego i ciapowatego introwertyka. Ja za to utożsamiam
się z jego starszą siostrą, Laurą. Obie jesteśmy inteligentne,
mamy kocią urodę i jesteśmy niejako odrzucone przez swoją
rodzinę.
Młodego pilnowałam w salonie. Specjalnie do kieszeni
bluzy dresowej wsadziłam sobie książkę „Tygrys i Róża”, w
której Laura jest główną bohaterką. Na miejscu braciszek zajął
się układaniem autek w równy rządek, a ja zabrałam się za
pochłanianie przygód Laury. Pomimo że w trakcie powieści
dziewczyna ma czternaście lat, to bardzo się utożsamiam się z jej
postrzeganiem świata, emocjami i poczuciem odrzucenia przez
wszystkich. Czytałam o jej wyprawie do Torunia z żywym
zainteresowaniem, gdy nagle Ignaś zaczął głośno
liczyć swoje małe samochodziki.
- Ignaś, możesz liczyć
trochę ciszej?
- Ja nie jestem Ignaś, tylko Pawełek!
Zmroziło
mnie to. Zamknęłam
książkę z
hukiem.
-
Nie. Ty jesteś Ignaś. Ignacy Piotrowicz.
- A mama mówi, że
jestem Pawełek! - Chłopaczek upierał się przy swoim. Czyżby
matka jeszcze na niego chciała przelać swoje traumy? Czy nie
wystarczy, że mnie i Oskara traktuje niczym królowa lodu swoich
podwładnych? Nawet nie mam z kim o tym pogadać. Tata usprawiedliwi
swoją Anielkę w każdej sprawie, a Oskara więcej w domu nie ma niż
jest. Niestety nie zdążyłam nic odpowiedzieć Ignacemu, bo
do domu wrócili rodzice. Nie miałam ochoty na chociażby wymianę
grzeczności z nimi. Nie
po tym, co usłyszałam. Ruszyłam powoli do swojego pokoju. Nie
mogłam zasnąć aż do drugiej w nocy, tak rozmyślałam nad tą
całą sprawą. A
teraz piszę w środku nocy.
Wtorek,
osiemnastego października.
Właśnie wróciłam z zajęć u
Tomka i muszę wam o nich opowiedzieć. W sumie to raczej o końcówce.
Dzisiaj również towarzyszyła nam Patrycja. Starałam się być dla
niej bardzo miła. W końcu Tomek zwrócił mi już raz uwagę, więc
staram
się pilnować. Na początku opowiedziałam im tę całą historię z
Ignasiem. Nawet jej nie skomentowali! Tylko pokiwali współczująco
głowami. Skąd mam wiedzieć co o tym myślą? Dopiero pod koniec
zajęć, gdy schodziliśmy z Tomkiem z bieżni, jego małżonka
odezwała się na nowo.
- Tomuś, może zaprosilibyśmy Ninę do
siebie? Dostałam SMS od administratorki grupy, że coś
znalazła.
Serce zabiło mi mocniej, ale niestety fizjoterapeuta
nie podzielał mojego entuzjazmu.
- Pati, ty wiesz, co o tym
myślę. Mogłoby to zostać uznane za faworyzację. Poza tym nie
wiem, czy rodzice naszej panienki by się zgodzili...
- Nina
jest pełnoletnia i sama powinna decydować o takich rzeczach. - Te
słowa padły z ust mojego taty, który stał w drzwiach.
Najwyraźniej zajęcia się skończyły, a my się nadmiernie
rozgadaliśmy.
Obiecałam, że dam im znać o mojej decyzji wieczorem na messengerze
i ruszyłam ku wyjściu.
Wieczorem potwierdziłam chęć
przybycia. Umówiliśmy się, że w czwartek po zajęciach od razu
wezmą mnie do siebie, a potem Tomek odwiezie mnie
do domu.
Czwartek, dwudziestego października.
I tak
się stało. Od rana byłam podekscytowana tym, że w końcu odwiedzę
Tomka w jego domu! To uczucie mieszało się też ze stresem, bo w
końcu nie wiedziałam, czego dowiem się o Pawle. W szkole nie
mogłam się na niczym skupić. W końcu po czwartkowych zajęciach
nastąpiła godzina zero i wszyscy troje ruszyliśmy do ich auta.
Tomek jeszcze przed wyjściem trzy razy sprawdził, czy mam dobrze
zapiętą kurtkę, a w samochodzie chyba z miliard razy pytał, czy
dobrze
zapięłam
pasy. Tak jakbyśmy wybierali się na Alaskę, a nie na
dziesięciominutową jazdę samochodem. Z drugiej strony to
wzruszające, że tak się o mnie troszczy.
Państwo Kalisz nie
mieszkają bynajmniej w pałacu. Ich mieszkanie znajduje się w
szarej, kwadratowej bryle, która kryje w
sobie dwa mieszkania. Wszystko jest otoczone zieloną siatką. Przy
ich zarobkach powinno być ich stać na coś lepszego...
W
środku, pomimo że wystrój jest raczej stonowany i minimalistyczny,
tak jakby dla kontrastu na każdej ścianie wiszą kolorowe lampki
choinkowe, przynajmniej w salonie. To właśnie je zamiast światła
głównego włączyła gospodyni. Żebyśmy nie tracili czasu, od
razu usiedliśmy przy dużym, dębowym stole. Odpalili laptopa, a
Patrycja od razu zalogowała się na fejsa.
Wręcz z podekscytowaniem weszła w wiadomości, ale jednak mina
szybko jej zrzedła.
- Nina, przypomnij mi, jak nazywał się
twój brat.
- Paweł Piotrowicz. Coś jest nie tak? - Jej
nastrój zaczął mi się udzielać. Moje mięśnie ze stresu zaczęły
się napinać bardziej niż zwykle, przez co nogi nadmiernie się
wyprostowały.
- Spokojnie, Nina. Po
prostu coś mi się tu nie zgadza.
- Co dokładniej? - Zagadnął
fizjoterapeuta.
- Według informacji pani Natalii jest
niemożliwe, by wtedy cokolwiek mogło się tam zdarzyć. Tego dnia
wyjątkowo to miejsce było zamknięte z powodu jakichś zakażeń
wody.
Zaczęło mi się kręcić w głowie.
- Nie, to
niemożliwe... – Oddychałam już głęboko, bo zaczęło brakować
mi tchu. Czyżby Paulina nie kłamała? - Przecież wszystko
dokładnie pamiętam, wszystko! Paulinę, Pawła, ich zakład,
rozpacz rodziców! To niemożliwe, oni wszyscy kłamią! - Wbrew
posiadanej
przeze mnie
wiedzy i rozsądkowi próbowałam wstać na tych moich spastycznych
nogach. Już samo to było bardzo kiepskim pomysłem, a z
towarzyszącymi zawrotami głowy to już w ogóle. Nagle usłyszałam
huk. To
ja upadłam. Potem nastała ciemność.
Obudziłam się. Miałam
nad sobą twarze zatroskanego młodego małżeństwa.
- Mówiłem,
żeby zadzwonić na pogotowie!
-Daj spokój, już się
budzi.
Dopiero wtedy zdałam sobie sprawę, że leżałam na
kanapie. Byłam przykryta kocem. Tomek delikatnie pomógł mi usiąść.
Patrycja podała mi kubek gorącej czekolady z piankami.
-
Zemdlałaś. Powinnaś wypić coś ciepłego. - Kiwnęłam tylko
głową. Przez następne pół godziny zabawiali mnie rozmową, czy
to książkach, czy o neurologii. Nikt nie poruszał tematu Pawła,
ale wisiał on niemalże w gęstym od emocji powietrzu.
Kiedy
zbieraliśmy się już
do wyjścia, Patrycja usiadła obok mnie. W tym samym czasie Tomek
zakładał
mi buty.
- Nie martw się, rozwiążemy tę sprawę. Nie
zostawimy cię tak, ale dziś już o tym nie myśl. - Pogłaskała
mnie po policzku, co było całkiem miłe. Jakoś po tym zemdleniu
łatwo się rozklejałam. Wręczyła mi książkę – Pożyczam ci
ją. To „Skazana” autorstwa Teri Terry. Fajny, brytyjski
młodzieżowy thriller. Swoją drogą powinnaś trochę przystopować
z tym snobowaniem się i zasmakować też trochę literatury
innej niż
polskie młodzieżówki.
- Puściła mi oczko.
W każdy inny dzień bym się wkurzyła,
ale byłam na to za słaba, więc tylko kiwnęłam głową. Poczułam
do niej cień sympatii.
W drodze powrotnej musiałam błagać
Tomka, by nie mówił tacie o moim zemdleniu. W końcu niechętnie,
ale się zgodził.
Uff, to koniec na dzisiaj. Cały czas
myślę o tym, czego się dowiedziałam oraz o sprawie z Ignasiem.
Jedynie książka pomaga mi oderwać się od tego wszystkiego.
Faktycznie, jest niezła.
Trzymajcie się!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz