No i po zimie.
W sumie to teraz śnieg by pasował, no nie? Zaczął się grudzień,
a ja leżę chora w łóżku, przynajmniej miałabym widok na puchowe
krajobrazy... Koniec śniegowych rozmyślań. Dziś opowiem wam o
ostatnim poniedziałku listopada.
Poniedziałek,
Dwudziesty ósmy listopada.
No i nadeszła godzina zero. A może
raczej dzień zero. Tomek nakłaniał mnie, aby jak najszybciej pójść
do dyrektora. Tyle razy mnie namawiał, że aż namówił. Według
planu fizjoterapeuty trzeba dać dyrektorowi nasze telefony do
przejrzenia, nawet na parę dni. Zgodziłam się. I tak do nikogo nie
dzwonię ani nikt do mnie. A do Patrycji czy Tomka zawsze mogę
napisać na messengerze. Bardziej obawiałam się tego, że dyrektor
nam nie uwierzy. No bo co jeśli uzna, że dajemy mu sfabrykowane
dowody? A może pomyśli, że wyczyściliśmy niewygodne
wiadomości?
Tomek jeszcze w piątek umówił się na rozmowę z
dyrektorem na dziś przed pierwszą lekcją, tuż po moim przyjeździe
do szkoły. Co prawda pani Kasia miała jakieś uwagi, lecz gdy
dowiedziała się, że wizyta jest umówiona, ustąpiła i pozwoliła
oddalić mi się z Tomkiem w stronę gabinetu dyrektora. Byłam tak
zestresowana, że ledwo trzymałam się na nogach. Na szczęście nie
musiałam nic mówić, bo fizjoterapeuta trzymał stery rozmowy, o
czym się zaraz przekonacie.
Po wejściu do gabinetu Tomek
przywitał się z dyrektorem, po czym położył na biurku
Kwiatkowskiego nasze komórki.
- Proszę bardzo, oto nasze
telefony. Mogę gwarantować, że nic nie było czyszczone bądź
usuwane. Dowie się pan z nich, że ja i moja żona mamy
przyjacielskie relacje z Niną oraz pomagamy w jej pewnej sprawie,
ale nie ma między nami żadnego romansu. -Tłumaczył fizjoterapeuta
zdziwionemu Kwiatkowskiemu.
- A jaką mam pewność, że nie
kłamiecie czy że czegoś nie wykasowaliście? - Chyba chwytał się
każdej deski ratunku, byleby dowieść wersji swojej córeńki.
-
Zawsze może pan zanieść telefony na policje. - Odparł chłodno
Kalisz i tym pokonał dyrektora na dobre. - Są odblokowane, nie będą
musieli trudzić się łamaniem haseł.
- Dobrze, dobrze sami to
przejrzymy z wicedyrektorem. - Uniósł pacyfistycznie dłoń do
góry. - Swoją drogą to smutne panie Kalisz, że chce pan iść z
władzami szkoły na wojnę. Szczególnie że pana ojciec kiedyś
piastował stanowisko dyrektora...
- Panie Kwiatkowski, ja z
nikim nie chce iść na wojnę. Ja się chcę jedynie bronić, bo mam
do tego prawo. Proszę również nie mieszać do tego mojego ojca.
Przyszedłem tu z problemem oczerniania mnie i Niny, ale pan wolał
wierzyć plotkom a nie pracownikowi, więc przynoszę panu twarde
dowody.
Dyrektora zatkało na dobre! Czułam wewnętrzną
satysfakcję. Mieszała się ze stresem. Mimo wszystko chciałam już
jak najszybciej stamtąd wyjść.
- Czy to wszystko, czy może
oczekuje pan innych dowodów? - Zapytał chłodno Tomek.
- Tak,
to wszystko. Tylko pamiętajcie, że nadal nie macie zajęć do
odwołania! - Krzyknął na odchodne, gdy byliśmy już przy
drzwiach. Nikt nawet nie silił się na„do widzenia”. Kiedy
wyszliśmy na jeszcze pusty korytarz, zajęliśmy miejsca na jednej z
ławek. Tomek siedział skulony z głową między kolanami. Wiem, że
nie jest jakimś twardzielem i mięśniakiem, któremu stanowczość
przychodzi łatwo. Dałam mu chwile na uspokojenie emocji, których
nie mógł pokazać przy Kwiatkowskim. W końcu się wyprostował. Po
kilkunastu sekundach patrzenia w okno naprzeciwko, odezwał się.
-
Chyba wiem, dlaczego Dagmara rozpowiada te wszystkie plotki na nasz
temat. Powiem ci o moich podejrzeniach, jeśli okażą się
prawdziwe, dobrze?
Kiwnęłam głową. Bolały mnie wszystkie
mięśnie, a w gardle czułam nieprzyjemną suchość. Postanowiłam
jednak, że teraz albo nigdy. Muszę go o to zapytać.
- Twój
ojciec był dyrektorem tej szkoły? - W sumie to już pytanie
retoryczne.
- Tak. Nie wiem jednak za dużo na ten temat, bo za
bardzo nie rozmawiało się w domu na temat jego pracy. Sam nie
miałem okazji widzieć go w tej roli, bo wysłał mnie do liceum, a
potem na studia do Lublina. A czemu o to pytasz?
- Bo wiesz...
może powinnam powiedzieć wam o tym wcześniej, ale nie wiem, czy po
prostu jest to związane ze sprawą Pawła...
- Spokojnie. O co
chodzi?
- Od mojego dziadka wiem, że twój tata był
dyrektorem, gdy moja mama chodziła tu do szkoły. Podobno twój
ojciec miał z nią duże kłopoty. Pan Maciołek wygadał się, że
mama w tamtym czasie pisała pamiętnik i podobno było tam sporo o
panu Kaliszu. Pan Kwiatkowski natomiast twierdzi, że moja mama miała
swój harem, w którym był pan Maciołka...
- To ciekawe. Być
może twoja mama prowadziła pamiętnik do czasu rzekomego utonięcia
Pawła? Zresztą, nawet z chęcią poczytałbym o tym konflikcie
między naszymi rodzicami. Czasami mam wrażenie, że rodzice nie
chcą mi o czymś mówić. O czymś, co zdarzyło się przed moim
urodzeniem.
- Masz jakieś konkretne podejrzenia? Myślisz, że
może być coś na ten temat w pamiętniku?
- Nie wiem, tak
sobie gdybam. Wiesz, gdzie moglibyśmy znaleźć te ewentualne
pamiętniki?
Spojrzałam na niego i pokiwałam przecząco
głową.
- Nie szkodzi, nad tym jeszcze pomyślimy. - Po raz
pierwszy podczas naszej rozmowy spojrzał na mnie uważniej. -
Dziecko ty moje! Chora jesteś? - dotknął dłonią mojego czoła.
-
Niezbyt dobrze się czuję... - Przyznałam szczerze.
- A wiesz,
że z jednej strony może to i lepiej? Teraz gdy Kwiatkowski ma nasze
telefony, to Dagmara dopiero zacznie pytlować. Dobrze byłoby, gdyby
ominęła cię pierwsza fala plotek. Poza tym zdrowie jest
najważniejsze. Wybacz, że nie zauważyłem wcześniej, chyba za
dużo się działo. O, idzie pani Kasia. – Wstał i ruszył w jej
kierunku. Szybko ją do mnie przyprowadził, po czym razem
zaprowadzili mnie do szkolnej pielęgniarki. Pielęgniarka
stwierdziła, że to grypa i powinnam do końca tygodnia zostać w
domu. Nauczycielka wspomagająca zadzwoniła do mojego taty, który
po chwili przyjechał. Tomek odprowadził nas aż do auta. Tata po
odstawieniu mnie do domu pojechał do pracy.
No i co? Tak mijają
dni podczas choroby, a ja mam o czym myśleć...
No, ale cóż,
kończę na dziś.
Trzymajcie się!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz